Na północno-zachodnim końcu doliny
Saksunardalur, najdłuższej na Wyspach, znajduje się prawdziwa perełka i farerski unikat – laguna Pollurin.
Widoki, które serwuje nam farerska natura w trakcie przemierzania Saksunardalur.
Większość odwiedzających Faroje pokonuje dolinę samochodem lub motocyklem. Ja jednak polecam przemierzyć ją pieszo (dwie i pół godziny w jedną stronę), aby w pełni poczuć niezwykłą atmosferę i ciszę tego miejsca. I spróbować ogarnąć wzrokiem ten, wydawać by się mogło nieskończony, łańcuch zielonych wzgórz ginący gdzieś za zamglonym horyzontem lub załomem doliny. Wspaniały sposób na naładowanie swoich akumulatorów pozytywną energią i ciszą północy.
Kierowca busa kursującego na
linii nr 203 między Oyrarbakki a Saksun (linię zlikwidowano w 2010 r.) miał(a) chyba najlepszą robotę na świecie.
Rzut oka na mapę i na to co czeka nas po tej prawdziwej uczcie dla duszy.
Kryte darnią zabudowania średniowiecznego Saksun – farma Duvugarðar, obecnie pełniąca funkcję muzeum, z widokiem na lagunę. Oraz drobna próbka sierpniowej pogody na Farojach. Sugestie, aby zabrać ze sobą wełnianą czapkę wcale nie są przesadzone.
Laguna Pollurin była niegdyś fiordem, który swoimi głębokimi wodami otaczał osadę Saksun. Kolejne sztormy naniosły olbrzymie masy piasku, który przekształcił fiord w malowniczą lagunę otoczona wysokimi na kilkaset metrów wzgórzami. W trakcie odpływu można, o suchej stopie, dojść do ujścia laguny do morza.
Miejsce to jest rajem dla wędkarzy, którzy łowić tutaj mogą pstrągi i łososie przybywające do laguny, aby odbyć karkołomną wyprawę do wód położonego kilkadziesiąt metrów wyżej jeziora Saksunarvatn (zdjęcie powyżej), które mija się na rogatkach osady Saksun. A z samego Saksun przez przełęcz u stóp góry Melin (764 m n.p.m.) prowadzi szlak do najbardziej na północ wysuniętej osady na Streymoy – położonego w naturalnym, bazaltowym amfiteatrze Tjørnuvík. Ale to już temat na kolejną opowieść.
Chodnik prowadzący do laguny Pollurin. Nad całością góruje ponad 400-metrowe wzniesienie. Chociaż określenie „góruje” nie jest tutaj do końca właściwe. Przyroda za 62 N zamiast przygniatać swoją potęgą nadaje wszystkiemu właściwe proporcje. I zwyczajnie w świecie uspokaja.
A ja po raz kolejny nie potrafię znaleźć przymiotników, które mogłyby wystarczająco trafnie opisać piękno i majestat tutejszej natury. Przypuszczam nieśmiało, że i William Heinesen miał z tym nie lada problem. Tym samym zmuszony jestem ponownie oddać głos Farerskim Kadrom. Z nutką nadziei, że ktoś po drugiej stronie zapragnie pewnego dnia tutaj przybyć i zobaczyć to niezwykłe miejsce na własne oczy. Miejsce niezmienione od milionów lat, które za pewne podziwiali irlandzcy mnisi i ich wikińscy następcy tysiąc lat temu. Miejsce, w którym czas płynie swoim niespiesznym, północnym tempem. A nam pozostaje tylko oddać się w kojące ramiona Dalekiej Północy.