Laguna Pollurin była niegdyś fiordem, który swoimi głębokimi wodami otaczał osadę Saksun. Kolejne sztormy naniosły olbrzymie masy piasku, który przekształcił fiord w malowniczą lagunę otoczona wysokimi na kilkaset metrów wzgórzami. W trakcie odpływu można, o suchej stopie, dojść do ujścia laguny do morza.
Miejsce to jest rajem dla wędkarzy, którzy łowić tutaj mogą pstrągi i łososie przybywające do laguny, aby odbyć karkołomną wyprawę do wód położonego kilkadziesiąt metrów wyżej jeziora Saksunarvatn (zdjęcie powyżej), które mija się na rogatkach osady Saksun. A z samego Saksun przez przełęcz u stóp góry Melin (764 m n.p.m.) prowadzi szlak do najbardziej na północ wysuniętej osady na Streymoy – położonego w naturalnym, bazaltowym amfiteatrze Tjørnuvík. Ale to już temat na kolejną opowieść.
Chodnik prowadzący do laguny Pollurin. Nad całością góruje ponad 400-metrowe wzniesienie. Chociaż określenie „góruje” nie jest tutaj do końca właściwe. Przyroda za 62 N zamiast przygniatać swoją potęgą nadaje wszystkiemu właściwe proporcje. I zwyczajnie w świecie uspokaja.
A ja po raz kolejny nie potrafię znaleźć przymiotników, które mogłyby wystarczająco trafnie opisać piękno i majestat tutejszej natury. Przypuszczam nieśmiało, że i William Heinesen miał z tym nie lada problem. Tym samym zmuszony jestem ponownie oddać głos Farerskim Kadrom. Z nutką nadziei, że ktoś po drugiej stronie zapragnie pewnego dnia tutaj przybyć i zobaczyć to niezwykłe miejsce na własne oczy. Miejsce niezmienione od milionów lat, które za pewne podziwiali irlandzcy mnisi i ich wikińscy następcy tysiąc lat temu. Miejsce, w którym czas płynie swoim niespiesznym, północnym tempem. A nam pozostaje tylko oddać się w kojące ramiona Dalekiej Północy.