Farerskie kadry

Blog o Wyspach Owczych

Kategoria: Fugloy (Page 1 of 2)

Tragiczna pomyłka

Fuglafjørður1, Fugloyarfjørður2 – dwa małe napisy na błękitnym tle na mapie kilkunastu kropek zagubionych gdzieś na północnych morzach. Dwie niewinne litery – ø oraz e – stały się 81 lat temu przyczyną morskiej tragedii w czasie II wojny światowej.

Czytaj dalej

Pocztówkowy rejs w przeszłość

Wydana przez farerską Postę w 1992 roku pocztówka z rysunkiem Bárðura Jakupssona przeniesie nas na wzburzone wody fiordów rozdzielających północne wyspy archipelagu i przybliży historię pewnej Mewy.

Czytaj dalej

Szukając Ciszy

Kwestia samotności i wyciszenia już kilkukrotnie pojawiała się na łamach Farerskich kadrów. Bo czy to nie te dwie kwestie, przede wszystkim, sprawiają, że kierujemy nasze tęskne spojrzenia ku Północy? Że czujemy wtedy coś czego nie potrafimy do końca nazwać?

Może warto dodać do tego zestawu szwedzkie lagom (dokładnie tyle, ile trzeba), duńskie hygge (niespieszna radość z danej chwili) czy farerskie kanska (czy będzie to gotowe na dziś? może). Cynamonowe babeczki, świeczki i figurki w oknach, wbrew temu co sugerują wydawane ostatnio seryjnie książki z gatunku „jak żyć szczęśliwie”, to ledwie dodatek (i zdecydowanie efekt, a nie przyczyna) do czegoś, co należy nazwać dystansem do codzienności.

Czytaj dalej

Jump, czyli o rejsie na północ

Nie mam zielonego pojęcia czy załogi na promach pływających w biało-granatowych barwach Strandfaraskip Landsins przechodzą szkolenia z BHP. Może przy tych warunkach nie ma to sensu i wystarcza stary dobry zdrowy rozsądek. Pewien jestem jednego – zaokrętowanie oraz zejście z pokładu jednostki M/S Ritan obsługującej trasę Hvannasund – Svínoy – Kirkja – Hattarvík powinno znaleźć się jako konkurencja na mistrzostwach sportów ekstremalnych.

Bohater dzisiejszej notki – M/S Ritan czekający w Hvannasund

Byłem z góry gotów na doznania odrobinę mocniejsze niż wejście na pokład „nieco” większego Teistina. Gotowość ta zwiększyła się szczególnie po obejrzeniu kilku filmów z Ritanem w roli głównej czy znalezieniu metafory „korek na wzburzonym morzu” rzuconej przez autora przewodnika po Wyspach w kierunku małej łódeczki obsługującej północno-wschodnie rubieże Farojów.

Misterna konstrukcja ułatwiająca wejście na pokład
przy wzburzonym morzu (czyli niemal zawsze)

Ale co tam przypuszczenia, domysły, nerwowe wertowanie warunków ubezpieczenia, ruchome obrazki na TyRurce i słowo drukowane. Dobić do przystani w Kirkji, wielkiego bloku zbrojonego betonu (który niknie całkowicie, gdy Fugloy ogląda się z dalszej perspektywy) i usłyszeć od sympatycznego pana z załogi zachęcające „Jump!”, to jest coś dla czego warto pokonać setki mil (i w końcu zrealizować plan dotarcia na Fugloy). Mimo, że Ritanem rzuca jak opętanym, pokonuje szaloną sinusoidę o amplitudzie ponad metra, a spokojny (co podkreślają słoneczne okulary nijak pasujące do panującej aury) dżentelmen z załogi w wełnianym swetrze drobnymi ruchami joysticka stara się jakoś wygrać starcie z żywiołem.

M/S Ritan w powrotnym rejsie do Hvannasund



And now… Jump! Ledwo odwracam się, czując stały ląd pod nogami, aby pozdrowić załogę Ritana, a silnik znów dudni. Już odpływają ku drugiej przystani na Fugloy, gdzie warunki są jeszcze cięższe. Ale to dane mi będzie doświadczyć dopiero za kilka godzin.

Tony zbrojonego betonu na przystani w Kirkji
I ta sama konstrukcja widziana już z pewnej odległości z pokładu promu

Tymczasem w „Czyszczy” (jak wymawia się nazwę osady Kirkja) znowu wszystko wraca do stanu sprzed wizyty Ritana. Pick-up z przesyłką od cywilizacji sennie rusza w górę ku osadzie, zaraz minie uroczy śmietnisko-skansen.

Śmietnisko-skansen, Kirkja, Fugloy. Na gościnnych występach śmietnik z sąsiedniego Hattarvík.

Fjørutrøll

Miejskie legendy (jak ta o czarnej wołdze) nie są niczym nowym. Rolę podobną do tajemniczego dżentelmena w samochodzie z przyciemnionymi szybami pełniły w dawnych czasach trole. Jak choćby ten ze znaczka pocztowego o nominale 19 koron.

Przed wiekami straszono nim zapewne dzieci, podobnie jak całym szeregiem podobnych przerażających stworzeń z galerii pogańskich wierzeń. Wywołany strach miał zbyt ciekawskie dzieci (i niektórych dorosłych) zniechęcać do wybierania się w wysokie góry, na plaże przy wysokiej fali czy na skraj klifów. Ciężko stwierdzić czy nasi przodkowie istotnie wierzyli w mary, plażowe trole, rusałki czy też powstały one w celach wychowawczych.

Jedno z dawnych podań opowiada o trollu, który porwał mieszkające w Hattarvík dziecko. Jego śladem udał się stary mężczyzna, któremu udało się uratować malucha stojącego przy skraju klifu. Trol-porywacz czmychnął zaś do morza.

Ptasie klify na Fugloy w pobliżu Hattarvík

Bohater dzisiejszego wpisu widywany był dość często po zmierzchu na hattarvíckiej plaży. Olrzymi fjørutrøll* porośnięty był wodorostami i pokryty licznymi otoczakami. Każdy jego krok wprawiał ziemię w drgania, a powstały hałas przypominał odgłos kamieni młyńskich. Wzrostem przewyższał najwyższe budynki w osadzie.

Hattarvík na Fugloy otoczone jest kilkusetmetrowymi wzgórzami, a od morza oddzielają je wysokie klify, których wysokość dochodzi do ponad trzystu metrów. Wąską plażę często obmywają wysokie fale. Nawet współcześnie rejs na Fugloy, wysiadka w Kirkji czy Hattarvíku i okrzyk pana z obsługi jump! pozostają na długo w pamięci.

* fjerutroetl – fjøra (plaża) + trøll – trol

Page 1 of 2

Tekst i zdjęcia: Maciej Brencz & Materiały udostępnione na licencji CC BY-SA 4.0


Napędzane przez WordPress & Szablon autorstwa Andersa Noréna