Uwaga! Moja hobbystyczna fascynacja językami Dalekiej Północy znowu daje o sobie znać (wzmocniona niedawnym wykładem). Bez obaw, tym razem nie będziemy katować mięśni twarzy i języka preaspiracją, nazwami geograficznymi w celowniku, niemym ð czy wymawianą na dziewięć sposobów literą g.
Gdy pstrokate reklamy i sklepowe witryny krzyczą wielkimi napisami „sale”, „za free”, kiedy czytam o „briefingu prasowym”, wówczas tęsknym wzrokiem zerkam do słownika języka islandzkiego lub farerskiego. Żywego dowodu na to, że można w piękny, twórczy sposób wzbogacać swój ojczysty język nie zaśmiecając go jednocześnie często bezmyślnymi zapożyczeniami z języka angielskiego.
Zacznijmy od lingwistycznej wycieczki na daleką Islandię, której mieszkańcy uznają (i słusznie!) za punkt narodowego honoru obronę czystości swojego ojczystego języka. Nie znajdziemy w nim słów takich jak muzyka, taxi, laptop, smartfon czy SMS. Ba, nawet określenia zjawisk takich jak elektryczność czy telewizja, które w większości europejskich języków są do siebie bardzo podobne, tutaj są wybitnie islandzkie. Powód takiego stanu rzeczy jest całkiem prosty – Islandczycy sami tworzą neologizmy, głosują na nie, zaś islandzka rada języka weryfikuje jedynie ich zgodność z gramatyką (i złożoną islandzką fleksją) i zatwierdza jako oficjalne islandzkie słowo.
Dla osób, którym nieobcy jest język naszych zachodnich sąsiadów sposób konstruowania rzeczowników przez mieszkańców Dalekiej Północy nie będzie niczym zaskakującym.
Islandczyk korzystając z telefonu używa sími, czyli islandzkiego określenia na linę, cumę. Całkiem sensownie – obie te rzeczy służą przecież do łączenia, zbliżania. Islandczyk nie wysyła także rzecz jasna SMS’ów z komórki, a smáskilaboð (smá – mały, skilaboð – wiadomość) z farsíma (fara – przenosić, sími – telefon). Islandczyk będący za pan brat z nowoczesną technologią nie posiada jednak smartfona, a snjallsími (snjall – sprytny + telefon). Farer, sąsiad z południa, z kolei trzyma w swej kieszeni snildfon (snild – niezwykłe możliwości, fon – telefon).
Islandczyk chcąc z Islandką zobaczyć film wybiera się do „domu z szybkimi obrazkami” – kvikmyndahús – czyli kina. W tym kontekście używane jest również duńskie słowo bió, ale wymawiane po islandzku pjoł. Inna ze sztuk, muzyka, w języku islandzkim określana jest słowem tónlist (tón – dźwięk, list – sztuka).
W słowniku języka islandzkiego próżno też szukać czegoś podobnego do komputera czy laptopa. W północnym świecie informatyki używa się określenia tölva (tala – liczyć, völva – wieszczka), zaś laptop to fartölva (fara – przenosić + komputer).
Islandzki odpowiednik PZPN-u to KSÍ, czyli Knattspyrnusamband Íslands (knatt – piłka, spyrna – kopać, samband – związek). Wiedza jak rozwinąć akronim widniejący na błękitnych koszulkach reprezentacji Islandii w piłce nożnej (Íslenska karlalandsliðið í knattspyrnu) przyda się w trakcie zbliżających się mistrzostw Europy.
Chyba najszerzej znanym islandzkim językołamaczem jest Eyjafjallajökull – nazwa wulkanu, którego erupcja sparaliżowała ruch lotniczy w kwietniu 2010 r. i wywoływała autentyczny strach na twarzach reporterów telewizyjnych jak świat długi i szeroki. Można ją jednak łatwo rozszyfrować: eyja – wyspa + fjall – góra + jökull – lodowiec (a także islandzkie imię męskie). Dwa pierwsze człony nazwy tworzą zwrot Eyjafjöll oznaczający góry wyspowe – z pobliskich szczytów można bowiem dostrzec wyspy archipelagu Vestmannaeyjar. Ostatni człon (jökull) wiąże się z lodowcem, który pokrywa wspomniane wcześniej góry oraz sam wulkan. Zgadza się, nazwa wulkanu nie zawiera w sobie słówka wulkan (eldfjall).
Farerczycy w składaniu wyrazów nie są gorsi od Islandczyków. Ba, mają nawet swoją wersję scrabbli (literka ð za 2 punkty!), którą nazywają krossorðaspæl (gra w krzyżujące się słowa).
Nadająca od 1984 r. farerska telewizja nosi nazwę Sjónvarp Føroya (sjón – widok + varp – rzucać). Na radio obowiązują zaś aż trzy „rzutkie” określenia: útvarp (út – na zewnątrz), kringvarp (kring – dookoła, w okolicy) oraz ljóðvarp (ljóð – dźwięk). Odbiornik radiowy czy telewizyjny trzeba czymś zasilić – w farerskich gniazdkach płynie ravmagn (rav – bursztyn, magn – siła).
W farerskim widoczne są (podobnie jak w islandzkim) wpływy duńskie – taksówka to leigubilur (leiga – wynająć + bilur – samochód, po duńsku bil) – oraz celtyckie – rozsiane po całych Farojach wzgórza Knokkur (cnoc – wzgórze) oraz dwie dímuny.
Gdyby na Wyspach Owczych istniała giełda papierów wartościowych, to maklerzy z wełnianymi szelkami pracowaliby na virðisbrævabørs (virði – wartość + bræv – list + børs – wymieniać).
Jest coś pięknego w językach, które przez setki lat zmieniły się w bardzo niewielkim stopniu. W których nowoczesność i, wydawać by się mogło, nieuchronna globalizacja nie pociąga za sobą kalek z angielskiego, ale cudne konstrukcje takie jak „przenośna licząca wieszczka”, „szybkie obrazki”, „bursztynowa siła”, „sprytna cuma” czy „rzucające dźwięki i widoki” radio i telewizja. Trochę przekornie, po swojemu.
P.S. Na deser obiecana pewien już czas temu niespodzianka dla niestrudzonych fanów języka farerskiego – Ćwierkające Farerskie Słówko Dnia:
!function(d,s,id){var js,fjs=d.getElementsByTagName(s)[0],p=/^http:/.test(d.location)?’http’:’https’;if(!d.getElementById(id)){js=d.createElement(s);js.id=id;js.src=p+”://platform.twitter.com/widgets.js”;fjs.parentNode.insertBefore(js,fjs);}}(document,”script”,”twitter-wjs”);