Farerskie kadry

Blog o Wyspach Owczych

Miesiąc: październik 2017

Kópakonan z Mikladalur

Strome wybrzeże wyspy Kalsoy kryje liczne jaskinie. Wedle legendy w jednej z nich w wigilię Święta Trzech Króli zbierają się foki (selkie), które po zdjęciu swych skór przybierają ludzką postać. Ich beztroskie tańce i zabawy w jaskini trwają całą noc.

Jeden z mieszkańców Mikladalur dowiedział się o corocznej foczej tradycji i postanowił przyjrzeć się jej z bliska. Foki istotnie opuściły morskie tonie, zrzuciły swe skóry i przybrały ludzką postać. Piękno jednej z kobiet-fok przyciągnęło jego uwagę. Jednak, w odróżnieniu od większości podań o kobietach-fokach, to nie selkie zakochała się w mężczyźnie, ale ten ostatni wykorzystał podstęp. Ukrył on skórę swojej wybranki, czym zmusił ją do pozostania w kobiecej postaci i ślubu. Niebawem w rodzinie pojawiły się dzieci. W tym miejscu można by zakończyć opowieść, gdyby nie gapiostwo mężczyzny z Mikladalur, który, aby powstrzymać swoją żonę przed powrotem do morza, musiał pilnie strzec jej foczej skóry.

Pomnik kópakonan w Mikladalur. W tle Kunoy.

Pewnego dnia, w trakcie połowu ryb, antybohater dzisiejszej opowieści zauważył, że u pasa brakuje, zwykle znajdujących się tam, kluczy do szafy, w której zamknął foczą skórę swej wybranki. Gdy zorientował się w powadze sytuacji, miał zakrzyknąć – „Dziś stałem się mężczyzną bez żony!”*. Na nic zdał się rozpaczliwy, błyskawiczny powrót do osady. Żona-foka zdążyła odnaleźć swą skórę, przybrać foczą postać i zniknąć w głębinach fiordu rozdzielającego Kalsoy i Kunoy. Zadbała także o bezpieczeństwo pozostawionych w domu dzieci – zgasiła ogień w kominku i pochowała wszystkie noże i inne ostre przedmioty, którymi mogłyby się skaleczyć.

Fiord rozdzielający wyspy Kunoy (po lewej) i Kalsoy. Na horyzoncie majaczy sylwetka Borðoy.

Mijały kolejne lata, dzieci dorastały. Pewnego dnia mieszkańcom Mikladalur do głowy wpadł szatański iście pomysł. Postanowili oni zapolować na foki w pobliskiej jaskini. Selkie dzień przed polowaniem ostrzegła we śnie mężczyznę z Mikladalur, aby oszczędził byka u wejścia do jaskini i dwójkę młodych w jej wnętrzu – jej morskiego męża i dwójkę dzieci. Farer nie przejął się snem, a następnego dnia w jaskini miało miejsce krwawe polowanie, z którego z życiem nie uszła żadna foka. Po podziale upolowanego mięsa w jego udziale przypadł byk oraz płetwy młodych fok. Gdy podawano posiłek na stół, z ogromnym łoskotem domownikom ukazał się przerażający trol. Foka, która przybrała jego postać, powąchała serwowane potrawy i łkając wykrzyczała:

Oto tutaj spoczywa głowa mego ukochanego, ręka Hárekur i stopa Fríðrikkura. Dokonałeś swej zemsty. Teraz moja zemsta stanie się udziałem każdego z mężczyzn z Mikladalur. Niektórzy utoną w morzu, inni spadną z klifów. Niech dzieje się tak dopóki ci, którzy zginą nie będą w stanie, łącząc ramiona, objąć całej wyspy Kalsoy.

Trol po wypowiedzeniu słów straszliwej przepowiedni opuścił Mikladalur z wielkim krzykiem i nigdy więcej go nie widziano. Zaś z osady na Kalsoy nierzadko docierają wieści o mężczyznach, którzy nie wrócili z polowań na ptaki odbywających się na stromych farerskich klifach.

Wydana w roku 2007 seria farerskich znaczków inspirowana legendą o kópakonan. Projekt Edwarda Fuglø.

* – kópakona – selkie, focza żona

Oblicza farerskiej piłki

W 75. sezonie Effodeildin większość zespołów ekstraklasy gra na boiskach o sztucznej nawierzchni. Jedynie TB/FCS/Royn (stadion Á Skørinum na Suðuroy) rozgrywa swoje mecze na prawdziwej trawie. B68 Toftir ze stadionem Svangaskarð mogącym pomieścić ponad osiem tysięcy fanów „kopanej” znajduje się obecnie na zapleczu farerskiej ekstraklasy.

Czytaj dalej

Budowlane variétés

czyli Faroje od kulis i bez retuszu (wydanie III)

Odcinek dedykowany porzuconym domostwom i nieukończonym inwestycjom.

Tradycyjny farerski dom kryty blachą falistą 

Kto tak panu spartaczył ten wiadukt? – gdzieś na opłotkach Tórshavn przy jego nigdy nieukończonej obwodnicy

Okno z widokiem (na Nólsoy) 

Skarvanes

Ferðsluskelti

Przeglądając farerskie kadry uwiecznione na cyfrowej kliszy doszedłem ostatnio do wniosku, że znaki drogowe1 mają na Farojach zdrowo przerąbane. Nie dość, że ich nazwa w tubylczym narzeczu potrafi zwichnąć język (ferðsluávaringarskelti2), to jeszcze ich wytrzymałość sprawdza wszędobylski farerski wiatr, domieszkowany gradem, oraz członkowie Vestmannskiego Klubu Strzeleckiego z Sekcji Drogowej wspierani śrutem.

Dość częsty widok – znak drogowy w solidnej ramce

Gdzieś na Sandoy drogowy znak toczył samotną walkę z pogodą

Vestmanna – Sekcja Drogowa lokalnego Klubu Strzeleckiego
w starciu ze znakami drogowymi

Onczyn dżegnumkojrynk – zakaz wjazdu na tyłach centrum handlowego SMS.
Znak uwieczniony w roku 2016. Rok później nie znalazłem go już w tym miejscu.

Uprzedzając ewentualne pytania – nie, na Wyspach Owczych nie występują znaki „Uwaga, owce!”

1 to mój drugi, zaraz po ławeczkach, ulubiony farerski motyw
2 ferðsluávaringarskelti (znak ostrzegawczy) – ferðsla – ruch drogowy + ávaring – ostrzeżenie + skelti – znak, czyt. ferszlu-awaringar-szehlte

Jump, czyli o rejsie na północ

Nie mam zielonego pojęcia czy załogi na promach pływających w biało-granatowych barwach Strandfaraskip Landsins przechodzą szkolenia z BHP. Może przy tych warunkach nie ma to sensu i wystarcza stary dobry zdrowy rozsądek. Pewien jestem jednego – zaokrętowanie oraz zejście z pokładu jednostki M/S Ritan obsługującej trasę Hvannasund – Svínoy – Kirkja – Hattarvík powinno znaleźć się jako konkurencja na mistrzostwach sportów ekstremalnych.

Bohater dzisiejszej notki – M/S Ritan czekający w Hvannasund

Byłem z góry gotów na doznania odrobinę mocniejsze niż wejście na pokład „nieco” większego Teistina. Gotowość ta zwiększyła się szczególnie po obejrzeniu kilku filmów z Ritanem w roli głównej czy znalezieniu metafory „korek na wzburzonym morzu” rzuconej przez autora przewodnika po Wyspach w kierunku małej łódeczki obsługującej północno-wschodnie rubieże Farojów.

Misterna konstrukcja ułatwiająca wejście na pokład
przy wzburzonym morzu (czyli niemal zawsze)

Ale co tam przypuszczenia, domysły, nerwowe wertowanie warunków ubezpieczenia, ruchome obrazki na TyRurce i słowo drukowane. Dobić do przystani w Kirkji, wielkiego bloku zbrojonego betonu (który niknie całkowicie, gdy Fugloy ogląda się z dalszej perspektywy) i usłyszeć od sympatycznego pana z załogi zachęcające „Jump!”, to jest coś dla czego warto pokonać setki mil (i w końcu zrealizować plan dotarcia na Fugloy). Mimo, że Ritanem rzuca jak opętanym, pokonuje szaloną sinusoidę o amplitudzie ponad metra, a spokojny (co podkreślają słoneczne okulary nijak pasujące do panującej aury) dżentelmen z załogi w wełnianym swetrze drobnymi ruchami joysticka stara się jakoś wygrać starcie z żywiołem.

M/S Ritan w powrotnym rejsie do Hvannasund



And now… Jump! Ledwo odwracam się, czując stały ląd pod nogami, aby pozdrowić załogę Ritana, a silnik znów dudni. Już odpływają ku drugiej przystani na Fugloy, gdzie warunki są jeszcze cięższe. Ale to dane mi będzie doświadczyć dopiero za kilka godzin.

Tony zbrojonego betonu na przystani w Kirkji
I ta sama konstrukcja widziana już z pewnej odległości z pokładu promu

Tymczasem w „Czyszczy” (jak wymawia się nazwę osady Kirkja) znowu wszystko wraca do stanu sprzed wizyty Ritana. Pick-up z przesyłką od cywilizacji sennie rusza w górę ku osadzie, zaraz minie uroczy śmietnisko-skansen.

Śmietnisko-skansen, Kirkja, Fugloy. Na gościnnych występach śmietnik z sąsiedniego Hattarvík.

Tekst i zdjęcia: Maciej Brencz & Materiały udostępnione na licencji CC BY-SA 4.0


Napędzane przez WordPress & Szablon autorstwa Andersa Noréna