Język farerski wraz z wprowadzeniem reformacji na Wyspach został zepchnięty na margines. Przez kilka wieków to język duński był używany w kościele, szkole i administracji. Farerski przetrwał te trudne czasy w formie ustnej – używany na co dzień oraz w postaci ballad przekazywanych przez kolejne pokolenia. Jedna z teorii, z którą się spotkałem, twierdzi nawet, że przetrwanie swojego ojczystego języka Farerowie zawdzięczają także owcom. Ich hodowla wymagała bowiem specjalistycznego słownictwa, którego brak w duńskim.
Skoro Farerowie posiadają własne określenia na smartfon (
snildfon;
snild – o niepospolitych możliwościach), taxi (
leigubilur;
leiga – wypożyczać +
bilur – samochód) i CD (
fløga), to nie powinno nikogo dziwić blisko
240 słów w
farerskim słowniku, które związane są z hodowlą owiec.
|
Gdzieś wśród wzgórz wokół Vestmanny |
Każda z owiec ma swój własny temperament. Słowem
neisti określa się te bardzo nieśmiałe,
flogstyggur tylko nieco nieśmiałe, zaś
fúsur to dzicy kudłacze, trudni do złapania. Krótkie
niðurfallin określa owcę, które zeszła ze wzgórz, jednak odmawia współpracy przy próbie zaprowadzenia ponownie na górskie pastwisko. Owce przemoczone przez morską wodę to
sjóbaskaðir. Taką z turystycznym zacięciem, zwiedzającą pastwiska należące do innego stada, określa się jako
útrendur.
|
Młode owcze pokolenie, niedaleko Norðasta Horn |
Najbardziej urzekł mnie jednak czasownik stoyta w lapidarny sposób zamykający czynność polegającą na zaganianiu owiec, które zostały zebrane w małe stadko wśród górskich szczytów, przez strome zbocza na płaski teren. Farerowie to istotnie praktyczny naród.