Farerskie kadry

Blog o Wyspach Owczych

Tag: føroyskt

Bujając w obłokach

Skýggj* – farerskie słowo, które warto sobie przyswoić. Chmury (wraz z mgłą) są bowiem nieodzownym elementem każdego skrawka farerskiego nieba.

Przybierają one tak wiele kształtów i pozycji, że Farerczycy poświęcili im sporo miejsca w słowniku*:

  • mjørki – gdy mgła ogranicza widzialność do kilku metrów,
  • skadda – chmury o niskiej podstawie, ale umożliwiające dostrzeżenie podstaw wzgórz i gór,
  • tjúkt – chmury przykrywają szczyty,
  • illveðursskýggj – chmura burzowa,
  • pollamjørki – nisko zawieszona mgła, zalegająca w zatokach, dolinach i u podnóży wzniesień, wystarczy jednak wspiąć się kilkadziesiąt metrów, aby dostrzec błękitne niebo,
  • mjørkabelti – wąska i rozciągnięta gęsta mgła znad morza,
  • kavatoka – mgła połączona z opadami śniegu.

Wcale bym nie się nie zdziwił na widok tomiku zatytułowanego „Kieszonkowy farersko-angielski słownik meteorologiczny” wystawionego w oknie księgarni w Tórshavn.

Jedno jest pewne: nie sposób nudzić się w trakcie farerskiego serwisu pogodowego. Które określenie najlepiej pasuje do dzisiejszych kadrów?

* – wymawiamy kolejno: skujdż, mjercze, skata, czukt, ylweurskujdżpotlamjercze,, mjerczebelte oraz kawatoka

Przenośna licząca wieszczka na straży czystości języka

Uwaga! Moja hobbystyczna fascynacja językami Dalekiej Północy znowu daje o sobie znać (wzmocniona niedawnym wykładem). Bez obaw, tym razem nie będziemy katować mięśni twarzy i języka preaspiracją, nazwami geograficznymi w celowniku, niemym ð czy wymawianą na dziewięć sposobów literą g.

Gdy pstrokate reklamy i sklepowe witryny krzyczą wielkimi napisami „sale”, „za free”, kiedy czytam o „briefingu prasowym”, wówczas tęsknym wzrokiem zerkam do słownika języka islandzkiego lub farerskiego. Żywego dowodu na to, że można w piękny, twórczy sposób wzbogacać swój ojczysty język nie zaśmiecając go jednocześnie często bezmyślnymi zapożyczeniami z języka angielskiego.

Zacznijmy od lingwistycznej wycieczki na daleką Islandię, której mieszkańcy uznają (i słusznie!) za punkt narodowego honoru obronę czystości swojego ojczystego języka. Nie znajdziemy w nim słów takich jak muzyka, taxi, laptop, smartfon czy SMS. Ba, nawet określenia zjawisk takich jak elektryczność czy telewizja, które w większości europejskich języków są do siebie bardzo podobne, tutaj są wybitnie islandzkie. Powód takiego stanu rzeczy jest całkiem prosty – Islandczycy sami tworzą neologizmy, głosują na nie, zaś islandzka rada języka weryfikuje jedynie ich zgodność z gramatyką (i złożoną islandzką fleksją) i zatwierdza jako oficjalne islandzkie słowo.

Dla osób, którym nieobcy jest język naszych zachodnich sąsiadów sposób konstruowania rzeczowników przez mieszkańców Dalekiej Północy nie będzie niczym zaskakującym.

Islandczyk korzystając z telefonu używa sími, czyli islandzkiego określenia na linę, cumę. Całkiem sensownie – obie te rzeczy służą przecież do łączenia, zbliżania. Islandczyk nie wysyła także rzecz jasna SMS’ów z komórki, a smáskilaboð (smá – mały, skilaboð – wiadomość) z farsíma (fara – przenosić, sími – telefon). Islandczyk będący za pan brat z nowoczesną technologią nie posiada jednak smartfona, a snjallsími (snjall – sprytny + telefon). Farer, sąsiad z południa, z kolei trzyma w swej kieszeni snildfon (snild – niezwykłe możliwości, fon – telefon).

Islandczyk chcąc z Islandką zobaczyć film wybiera się do „domu z szybkimi obrazkami” – kvikmyndahús – czyli kina. W tym kontekście używane jest również duńskie słowo bió, ale wymawiane po islandzku pjoł. Inna ze sztuk, muzyka, w języku islandzkim określana jest słowem tónlist (tón – dźwięk, list – sztuka).

W słowniku języka islandzkiego próżno też szukać czegoś podobnego do komputera czy laptopa. W północnym świecie informatyki używa się określenia tölva (tala – liczyć, völva – wieszczka), zaś laptop to fartölva (fara – przenosić + komputer).


Islandzki odpowiednik PZPN-u to KSÍ, czyli Knattspyrnusamband Íslands (knatt – piłka, spyrna – kopać, samband – związek). Wiedza jak rozwinąć akronim widniejący na błękitnych koszulkach reprezentacji Islandii w piłce nożnej (Íslenska karlalandsliðið í knattspyrnu) przyda się w trakcie zbliżających się mistrzostw Europy.

Chyba najszerzej znanym islandzkim językołamaczem jest Eyjafjallajökull – nazwa wulkanu, którego erupcja sparaliżowała ruch lotniczy w kwietniu 2010 r. i wywoływała autentyczny strach na twarzach reporterów telewizyjnych jak świat długi i szeroki. Można ją jednak łatwo rozszyfrować: eyja – wyspa + fjall – góra + jökull – lodowiec (a także islandzkie imię męskie). Dwa pierwsze człony nazwy tworzą zwrot Eyjafjöll oznaczający góry wyspowe – z pobliskich szczytów można bowiem dostrzec wyspy archipelagu Vestmannaeyjar. Ostatni człon (jökull) wiąże się z lodowcem, który pokrywa wspomniane wcześniej góry oraz sam wulkan. Zgadza się, nazwa wulkanu nie zawiera w sobie słówka wulkan (eldfjall).

Farerczycy w składaniu wyrazów nie są gorsi od Islandczyków. Ba, mają nawet swoją wersję scrabbli (literka ð za 2 punkty!), którą nazywają krossorðaspæl (gra w krzyżujące się słowa).

Nadająca od 1984 r. farerska telewizja nosi nazwę Sjónvarp Føroya (sjón – widok + varp – rzucać). Na radio obowiązują zaś aż trzy „rzutkie” określenia: útvarp (út – na zewnątrz), kringvarp (kring – dookoła, w okolicy) oraz ljóðvarp (ljóð – dźwięk). Odbiornik radiowy czy telewizyjny trzeba czymś zasilić – w farerskich gniazdkach płynie ravmagn (rav – bursztyn, magn – siła).

W farerskim widoczne są (podobnie jak w islandzkim) wpływy duńskie – taksówka to leigubilur (leiga – wynająć + bilur – samochód, po duńsku bil) – oraz celtyckie – rozsiane po całych Farojach wzgórza Knokkur (cnoc –  wzgórze) oraz dwie dímuny.

Gdyby na Wyspach Owczych istniała giełda papierów wartościowych, to maklerzy z wełnianymi szelkami pracowaliby na virðisbrævabørs (virði – wartość + bræv – list + børs – wymieniać).

Jest coś pięknego w językach, które przez setki lat zmieniły się w bardzo niewielkim stopniu. W których nowoczesność i, wydawać by się mogło, nieuchronna globalizacja nie pociąga za sobą kalek z angielskiego, ale cudne konstrukcje takie jak „przenośna licząca wieszczka”, „szybkie obrazki”, „bursztynowa siła”, „sprytna cuma” czy „rzucające dźwięki i widoki” radio i telewizja. Trochę przekornie, po swojemu.

P.S. Na deser obiecana pewien już czas temu niespodzianka dla niestrudzonych fanów języka farerskiego – Ćwierkające Farerskie Słówko Dnia:


!function(d,s,id){var js,fjs=d.getElementsByTagName(s)[0],p=/^http:/.test(d.location)?’http’:’https’;if(!d.getElementById(id)){js=d.createElement(s);js.id=id;js.src=p+”://platform.twitter.com/widgets.js”;fjs.parentNode.insertBefore(js,fjs);}}(document,”script”,”twitter-wjs”);

W farerszczyźnie chrząszcz brzmi w.. Kollafjørður

Jedną z wielu rzeczy, która zapadła mi w pamięć po pierwszej wizycie na Farojach jest język mieszkańców tego miejsca – równie niesamowity jak ich ojczyzna. Owa gwara farerska, mieszanina norweskiego z pierwotnymi dźwiękami mowy świata podziemnych koboldów, gnomów i trollów – jak pięknie to ujął William Heinesen na kartach powieści „Czarny kocioł” – płynąca z radia kierowcy Volvo w błękitnych barwach firmowych Strandfaraskip Landsins.

Uprzejma prośba, aby nie śmiecić w tórshavnarskim porcie

Językiem farerskim, najbardziej zbliżonym do islandzkiego i norweskiego nynorska, posługuje się ok. 80 tys. mieszkańców naszego globu. Przez kilka stuleci język ten przetrwał tylko w formie ustnej – głównie w postaci ballad (kvæði) przykazywanych przez kolejne pokolenia. Wyrugowaniu farerskiego przez język duński zapobiegło również specjalistyczne słownictwo związane z hodowlą owiec, którego próżno było szukać w języku „okupanta”. Należy tez w tym miejscu wspomnieć o 350 farerskich określeniach na różne rodzaje wiatru.

Najstarszym dokumentem spisanym po farersku jest Seyðabrævið z roku 1298. Dokument zwany „listem owczym” normował hodowlę owiec na Wyspach. Farerski w piśmie używany był aż do czasu wprowadzenia reformacji. Wówczas językiem kościoła, edukacji i administracji stał się duński.

Dopiero w roku 1846 powstał zbiór zasad regulujących farerską gramatykę – propozycja Venceslausa Ulricusa Hammershaimba spotkała się z przychylnym odzewem większości Farerów.

W roku 1906 zaczęto uczyć farerskiego w szkołach na tych samych zasadach co duńskiego (po dziś dzień Farerczycy są dwujęzyczni, a zdecydowana większość włada biegle również językiem Szekspira). Pierwsze farerskie tłumaczenie Biblii ukazało się w roku 1948, a pierwszą audycję radiową po farersku nadano dopiero w 1957 r.

O wyjątkowości farerskiego stanowi jego złożona fleksja (odmiana rzeczowników i czasowników), znaczenie przegłosów oraz fakt, że właściwie każda wyspa (czy nawet jej rejon w przypadku największych Streymoy i Eysturoy) cechuje się pewnymi różnicami w wymowie.

Pan Hammershaimb dodatkowo utrudnił życie początkującym adeptom farerskiego tworząc zasady, które sprawiły, że zapis i wymowę farerskich słów zwykle dzieli szeroka i głęboka jak norweski fiord przepaść (na jego obronę wypada dodać, że chciał upodobnić farerski do innych nordyckich języków). I tak:

  • lądując samolotem z Kastrup na wyspie Vágar powinniśmy zakrzyknąć śmiało „woar!” (gdyż literka g między samogłoskami staje się niema, a á czytamy oa), pamiętając, aby końcowe r było ledwo słyszalne, a nawet brzmiało jak z,
  • wybierając się do Eiði poprosić kierowcę busa w Oyrarbakki o kurs do „aje” (zbitkę ei czytamy „z niemiecka”, ð jest poza jednym wyjątkiem zawsze nieme, zaś końcowe i staje się e),
Tjørnuvík
  • żółtą tablicę na rogatkach malowniczego Tjørnuvík przywitać o poranku zdecydowanym „Gołan morgun, Czoednułik!”,
  • zaś językołamacza Kollafjørður można przeczytać jako „Kodlafyre” posiłkując się celownikiem rzeczonej nazwy (Kollafirði).

Żeby całość jeszcze bardziej skomplikować wariantów wymowy litery g jest dziewięć (a w wersji dziesiątej jest ona niema). Podwójne g to już zupełnie inna bajka. Z drugiej zaś strony literki c, w oraz z nie znalazły swojego miejsca w farerskim alfabecie, co wypada uznać za pewne ułatwienie.


Wybierając się na Faroje warto więc uzbroić się również w kilka farerskich zwrotów. Nawet tak (nie)banalnych jak umiejętność odczytania nazwy miejscowości, do której chcemy się wybrać. Drobny gest, który Farerczycy z pewnością docenią. Tak jak my, Polacy, powinniśmy docenić Anglika czy Włocha, który wita nas (może łamanym, ale szczerym) „Dzień dobry!”.

Til Tórshavnar, takk!

Nieocenioną pomocą w hobbystyczno-wieczorowym zgłębianiu zawiłości języka farerskiego niesie podręcznik W. B. Lockwooda, „An Introduction to Modern Faroese”, Føroya Skúlabókagrunnur, Tórshavn 2002. Do znalezienia w sieci.

Zatoka, wieloryb, graffiti i rower

Początek lutego, za oknami pierwsze objawy wiosny, kretowiska wyskakują jak grzyby po deszczu, temperatura niebezpiecznie przekracza farerską średnią dla lipca. W tak smutnych okolicznościach przyrody dla poprawy humoru wygrzebałem z krzemowego archiwum graffiti z wiaty przystanku w strejmojskim Hvalvík*.
Believe in everything, because everything is reachable

A z głębin pamięci białkowej wypłynęła taka oto historyjka:

Po przyswojeniu głębokiej prawdy życiowej wypisanej czarnym flamastrem na wiacie Strandfaraskip Landsins i zlustrowaniu plakatu z zaproszeniem na potańcówkę w Eiði (miał być slaið ring!) zauważyłem stojący za wiatą rower. Lekko nadgryziony zębem czasu – pewnie już dłuższy czas był trawiony przez farerski klimat.

Po krótkiej chwili nadjechał autobus z tablicą 400 Tórshavn. Z niebieskiego Volvo wyskoczyła dziarsko Farerka w średnim wieku, podreptała za wiatę, wsiadła na rower i ruszyła śmiało w kierunku Saksun malowniczą i zamgloną Saksunardalur. Ja zaś ruszyłem w drogę powrotną do Havn. Wtedy przypomniałem sobie, ze ten sam rower stał za tą wiatą kilka godzin wcześniej (gdy ok. 11:30 przyjechałem do Hvalvík przespacerować się Saksunardalur w tę i z powrotem). Czekał na swoją właścicielkę, która wybrała się porannym autobusem (a może stopem?) w kierunku Klaksvík.

Ta banalna historyjka sprawiła, że przestałem się dziwić (a zacząłem zazdrościć), że były już premier Wysp Owczych Kaj Leo Johannesen nigdy nie zamyka drzwi swojego domu na klucz. Jego rodacy czynią podobnie również ze swoimi samochodami, kwitując zdziwienie retorycznym a kto by miał go ukraśćI jeszcze przewieźć promem przez Atlantyk?

Farvæl!

* – uwaga dla adeptów farerskiego – zbitkę hv czytamy kf. W efekcie cała nazwa układa nam się w pięknie brzmiące kfalwujk – zatokę (vík) wielorybów (hvalur).

Zdjęcia: Flickr i Picassa

Tekst i zdjęcia: Maciej Brencz & Materiały udostępnione na licencji CC BY-SA 4.0


Napędzane przez WordPress & Szablon autorstwa Andersa Noréna