Wyspy Owcze to także suma wspomnień osób, które obrały nietypowy kierunek. Dla których daleki archipelag stał się nowym domem, ale i tych, które swą farerską pasję budują z pewnej odległości, będąc na Owczych nadal gośćmi. Postanowiłem uzupełnić blog „Farerskie kadry” o ich spojrzenie na Wyspy. Dzisiejszą rozmową z Agatą chciałbym rozpocząć nowy cykl, który nazwałem „Farerskie rozmowy„. Słowa uzupełniają zdjęcia z archiwum Agaty.
Agata Ożarowska – fotograf, ornitolog, pilot wycieczek na Wyspach Owczych, smakosz herbaty.
Agato, jakie jest Twoje pierwsze związane z Wyspami Owczymi wspomnienie? Kiedy usłyszałaś o nich po raz pierwszy?
Trudno jest mi określić, kiedy usłyszałam o nich po raz pierwszy, ale na pewno od długiego czasu – jeszcze zanim je odwiedziłam pierwszy raz – istniały na mapie świata mojej geograficznej wiedzy. Choć oczywiście wiem i dość często się z tym spotykam, że część ludzi nadal nie wie, że taki archipelag istnieje, albo gdzie się on znajduje. Z pierwszym wspomnieniem natomiast jest pewien problem, ponieważ obrazy z pierwszej podróży przemykają mi w myślach jak w kalejdoskopie i nie mogę się zdecydować, który jest tym „pierwszym”. Myślę jednak, że to właśnie widok maskonurów na wyspie Mykines i ogromna kolonia tych właśnie ptaków wysuwa się na prowadzenie – jest pierwszą opowieścią, kiedy ktoś mnie pyta, co warto na Wyspach zobaczyć… a zobaczyć i doznać można naprawdę sporo…
Silnie we mnie wrosło też inne bardzo osobiste doświadczenie z pierwszej podróży na Wyspy. Pamiętam jak podczas samotnego spaceru między budynkami Tinganes przysiadłam na schodach domu Premiera i jadłam czekoladę. Niby nic takiego, ale jakoś nie mogę puścić w niepamięć tego uczucia zupełnego spokoju i beztroski u progu drzwi do domu Premiera.

Wyspy Owcze to królestwo ptaków. Jak, jako ornitolog, postrzegasz świat farerskiej przyrody? Co w nim Ciebie najbardziej fascynuje, zaskakuje?
Jako ornitolog mogłabym teraz z zupełnie naturalną fascynacją opisać gatunki ptaków i osobiste przeżycia ze spotkań z nimi, ale skupię się na zupełnie innym aspekcie. W świecie całej farerskiej przyrody ujmuje mnie jej mistycyzm. Chyba w żadnym z odwiedzonych przeze mnie krajów nie postrzegałam świata przyrody jako tak baśniowego. Czasem wpatrując się w przestrzeń farerskich wzgórz i oceanu dookoła oraz przyglądając się spotykanym ludziom, mam wątpliwości czy podziwiam szybujących przy klifach „ludzi – ptaki”, czy rozmawiam z „ptakami – ludźmi”. I to wcale nie jest moja wybujała wyobraźnia! Na Wyspach Owczych świat ludzi i przyrody, szczególnie ptaków, bardzo się przenika tworząc niepowtarzalną synergię. Zachwycają mnie wizerunki ptaków na nagrobkach, zafascynowała mnie pewnego razu „strażniczka” maskonurów na Mykines, która z wielkim zaangażowaniem tłumaczyła każdemu z osobna by nie zbaczać ze szlaku, bo są właśnie lęgi tych ptaków, urzeka mnie farerska muzyka inspirowana dźwiękami przyrody oraz malarstwo czy opowieści, w którym personifikacja ptaków jest bardzo częsta.
Oczywiście są dla mnie pewne kulturowe zachowania nadal praktykowane na Wyspach, których pojąć nie mogę, które kaleczą moje przekonania. Mimo tego, przyroda Wysp jest dla mnie ciągle mistyczna. Chociaż w poprzedniej odpowiedzi przywołałam kolonię maskonurów, to najbardziej baśniowymi ptakami z Wysp Owczych są dla mnie nawałniki burzowe. Nazywam je „chrapiącymi kamieniami” – jak one niezwykle mruczą w swoich norkach pod kamieniami na zboczach gór, w środku nocy!!!!

Pilotujesz wycieczki po Islandii i Wyspach Owczych. Turystyczny boom na wulkanicznych wyspach Północy coraz silniej daje się we znaki lokalnym społecznościom. Czy dostrzegasz coś w rodzaju niechęci czy dystansu Islandczyków i Farerów do turystów?
Faktycznie na przestrzeni nawet kilku lat odkąd pilotuję wycieczki jestem świadkiem ogromnego wzrostu liczby turystów na tych wyspach. Strasznie mnie to boli, gdyż wiem, że to nie sprzyja przede wszystkim przyrodzie. Nie mogę powiedzieć, że Islandczycy czy Farerowie się zdystansowali do przyjezdnych. Mam nawet wrażenie, że rozwój turystyki przyczynił się do ich ośmielenia w stosunku do „obcych” i bardziej komercyjnego postrzegania tego, co potrafią oraz tego, jak mogą swój potencjał wykorzystać. Wiem jednak z rozmów z mieszkańcami wysp, którzy nawet od lat żyją z turystyki, że tak duża liczba turystów wcale ich nie cieszy i tęsknią za dawną ciszą, szacunkiem względem miejsc i przyrody, a także większą intymnością w swojej codzienności.
Coraz częściej słyszy się o – delikatnie rzecz ujmując – nierozważnych turystach na Wyspach Owczych. Czy byłaś świadkiem zdarzenia, przy którym złapałaś się za głowę nie mogąc uwierzyć, że coś takiego dzieje się naprawdę?
W przypadku wizyt na Wyspach Owczych nie przypominam sobie jakiegoś bardzo nierozważnego zachowania wśród turystów. Myślę, że gdybyś zapytał o Islandię to moja odpowiedź byłaby inna, ale trzymajmy się farerskich zdarzeń. Choć historia, którą teraz przytoczę nie wynikała z nierozwagi a zwyczajnie z nieszczęśliwego upadku i specyficznych warunków na szlaku, to z pewnością zmieniła ona pewne zwyczaje na wyspie Mykines – słynącej z kolonii maskonurów i głuptaków. W 2017 r. kiedy wraz z grupą podziwialiśmy właśnie te ptaki, jedna z uczestniczek pośliznęła się na mokrej trawie. Upadła tak niefortunnie, że złamała kość strzałkową. Oczywiście dowiedziałam się o tym dopiero w szpitalu, ale ze względu na jej niepokojące objawy byłam zmuszona wezwać helikopter. Nie ukrywam, że ta sytuacja strasznie mnie zestresowała. Na szczęście bardzo pomocny okazał się młody Farerczyk, który pomógł w całej akcji ratunkowej, kiedy helikopter już nadleciał i… nie mógł wylądować! Zostały więc spuszczone nosze przy moście między Mykines a Mykinesholmur, a moja dzielna poszkodowana poszybowała wraz z ratownikiem i mężem nad wodami oceanu do szpitala. Wszystko skończyło się pomyślnie. Noga została usztywniona i całą grupą wracaliśmy do domu. Po tym zdarzeniu jednak wprowadzono dodatkowe działania mające na celu uchronienie turystów przed podobnymi wypadkami na Mykines.
Od zeszłego roku na szlaku można spotkać „strażników” – między innymi był nim uczynny Farerczyk, który wspomógł mnie podczas wypadku. Przybywający na wyspę są rzetelnie informowani o czyhających na nich niepozornych niebezpieczeństwach tj. strome zejście, błoto czy śliskie kamienie. Każdy może więc podjąć bardziej świadomą decyzję czy kontynuować wycieczkę. Taki mały epizod z mojej kilkuletniej pracy jako pilota zaowocował nowymi, wg mnie wartościowymi działaniami na „ptasiej wyspie”.

Jako fotograf w czarno-białych kadrach pięknie zamykasz wyjątkowość Owczych. Jaki motyw czy miejsce na Wyspach jest Tobie fotograficznie najbliższe? Jaki widok w wizjerze aparatu nigdy się Tobie nie znudzi?
Tak to już jest z moją fotograficzna duszą, że częściej widzę świat w szarościach i w taki też sposób staram się uwieczniać otaczającą mnie rzeczywistość. Myślę, że akurat krajobraz i przyroda Wysp Owczych całkiem dobrze się wpisują w tę moją wizję w odcieniach szarości. Nie nudzi mi się nigdy wiatr i przestrzeń – motywy, które wg mnie definiują Wyspy Owcze. Mogłabym więc godzinami próbować uchwycić ruch ptaków nad bezkresem wody i ostrzami skał. W uchwyceniu ich lotu, czasem celowych nieostrościach czy przy zastosowaniu długiego czasu naświetlania, staram się wydobyć właśnie wspomniany wiatr i przestrzeń. Jednak przy okazji zagadnienia o fotograficzne kadry zdradzę jeszcze inną cechę mojej fotograficznej duszy. Czasami mam w swojej wyobraźni idealny obraz fascynującego mnie motywu. Strach, że fotografia nie będzie taka, jak w mojej wyobraźni tak mnie paraliżuje, że nie fotografuję. Utrwalam tylko widoki w swojej głowie i opakowuję je w emocje. I tak też jest ze wzgórzami Wysp Owczych – nazywam je „płaczącymi górami” i ciągle nie czuje się dostatecznie gotowa, by te „zapłakane twarze” sfotografować.
Czy jest na Wyspach miejsce poza turystycznym, ubitym szlakiem, do którego szczególnie lubisz zabierać swoje grupy?
Niestety często czas nie pozwala na to, by zmodyfikować plan wyprawy, ale jak tylko są jeszcze siły i znajdę wśród uczestników podobnych muzycznych „szaleńców” jak ja, to wyruszam na poszukiwanie nowych farerskich dźwięków. Pewnego roku, zupełnie nieoczekiwanie, trafiliśmy na wyspie Mykines na Festiwal Muzyki Folkowej. Nie zapomnę jak Anna Fält – norweska artystka – jednoczyła się swoim głosem z krzykiem mew trójpalczastych w porcie. W zeszłym roku natomiast, część naszej grupy mogła poznać jednego z najbardziej znanych farerskich muzyków – Krystiana Blaka na jego koncercie w Muzeum Sztuki. To też był taki mały „bonus” dla chętnych i zainteresowanych moimi osobistymi poszukiwaniami w czasie wolnym. Innym razem, podczas nocnego wyjścia integracyjnego po wędrówce z Jensem – Kjeldem Jensenem do kolonii nawałników burzowych na Wyspie Nolsoy, najwytrwalsi mogli relaksować się w Maggie’s Cafe, gdzie kelner (Björn Teitur Björnsson) wraz z kolegą (Hákun Andreas) zagrali niesamowity koncert tylko dla naszej pięcioosobowej grupy z Polski. Myślę, że zabieram uczestników bardziej do chwil niż do miejsc.
O co najczęściej pytają uczestnicy prowadzonych przez Ciebie wycieczek? Co jest dla nich największym zaskoczeniem? Z jakimi wrażeniami wracają do kraju?
Zacznę od końca. Myślę, że prawie każdy po trzydniowej wizycie na Wyspach Owczych ma niedosyt i marzy o powrocie. Często zdarza się, że uczestnicy pytają mnie o to, kiedy poprowadzę wycieczkę na same Wyspy Owcze, a nie w połączeniu z Islandią. Najbardziej zaskakujący jest dla nich fakt, że w niektórych osadach mieszka przez cały rok tylko kilka lub kilkanaście osób i to, że transport helikopterem jest tam dość powszechny. Zaskakuje ich widok bramy na Nólsoy z żuchwy wieloryba i niedowierzają, że jest to naturalna kość płetwala błękitnego. Ku mojemu zaskoczeniu i ogromnej radości dopytują o fakty z życia konkretnych gatunków ptaków i nawet je zapamiętują. Najbardziej krzepiące jest dla mnie to, że dotyczy to także osób, które na początku wycieczki deklarują brak zainteresowania ptakami. Zaczynają je fotografować, próbują z moja pomocą zidentyfikować, a czasem nawet po wspólnej podróży przesyłają maile by się upewnić, czy dobrze zapamiętali nazwy ptaków.
Dwa lata temu – jak to sama określiłaś – „męczyłaś” wycieczkę muzyką Sólstafira. A jakich farerskich zespołów lubisz słuchać?
Tak – rok 2017 na Islandii był zdecydowanie pod patronatem Sólstafir. Lubię podczas wypraw, które pilotuję przemycać swoje małe muzyczne fascynacje. Kiedy więc zwiedzamy Wyspy Owcze, to wszyscy – łącznie oczywiście z kierowcami – są skazani na szeroki repertuar Eivør. Urzekła mnie szczególnie swoimi „szamańskimi” utworami jeszcze zanim zaczęłam jeździć na Wyspy Owcze i przyznam się, że wtedy nie miałam pojęcia, że jest artystką pochodzącą właśnie z tego archipelagu. Kolejnym artystą, którego muzyka bardzo odzwierciedla krajobraz Wysp Owczych jest wspomniany już Krystiana Blaka. Natomiast kiedy wracam promem w stronę Polski, to lubię też czasem posłuchać „Going Home” Mariusa Ziska. Zdecydowanie jednak wolę utwory w języku farerskim.
Na Wyspy Owcze przybywasz w roli pilota wycieczek. Gdybyś mogła wybrać się tam prywatnie, jak spędziłabyś tam czas?
Obiecuję sobie za każdym razem, kiedy opuszczam Wyspy, że wrócę tam samotnie lub w duecie i mam nadzieję, że taki moment nastąpi. Przede wszystkim chciałabym odwiedzić każdą, nawet najdalszą i najmniejszą wyspę. Pobyć chwilę w małych, odizolowanych miejscowościach. Spędzić niejeden wieczór w lokalnym barze, kawiarni czy knajpie i napełniać się dźwiękami miejscowych, utalentowanych muzyków, popijając oczywiście Föroya Bjór. Chciałabym też mieć tyle czasu, by poprzebywać z ludźmi i móc ich sfotografować – spokojnie, z pełnym przyzwoleniem, niespiesznie. Po prostu w rytmie nadawanym przez całą specyfikę Wysp. Marzy mi się też niczym nieograniczona wędrówka po „zapłakanych wzgórzach” z plecakiem, namiotem i termosem pełnym gorącej wody, by w każdej chwili móc zaparzyć sobie herbatę i doświadczać tej farerskiej, mistycznej przestrzeni…

Jedno słowo, w którym mogłabyś zamknąć owczy archipelag to …
WOLNOŚĆ
Zapraszam wszystkich czytelników Kadrów do zapoznania się ze zdjęciami Agaty.