Historię polsko-farerskich kontaktów w dziedzinie kultury i sztuki dałoby radę spisać na kartce wielkości przedartego na pół biletu PKP. Na gorąco kojarzą mi się tylko znaczki pocztowe zaprojektowane dla Postverk Føroya przez Czesława Słanię, ilustracje Józefa Wilkonia do bajki Aleksandura Kristiansena, wizyta Rakel Helmsdal na Międzynarodowych Targach Książki w Warszawie gdzieś pod koniec lat 90., proza Heinesena, Brú i J.F. Jacobsena przetłumaczona na polski oraz „Quo Vadis” Sienkiewicza po farersku.
Tag: krótko (Page 2 of 13)
Pomysłowość dawnych Farerów w tłumaczeniu niewytłumaczalnych wówczas zjawisk, uwieczniona w folklorze, zaskakiwała nas już nie raz. Niekiedy przerażała. W przypadku Sjódreygila trzeba jednak uczciwie stwierdzić, że Farerczycy popłynęli.
Sjódreygil i Norny (duchy przeznaczenia) na farerskich znaczkach wydanych w roku 2006 projektu Ankera Eliego Petersena |
Popłynęli to w sumie dość adekwatne określenie – kolejne stworzenie z farerskiego folkloru, które trafia na łamy Kadrów, miało bowiem pojawiać się na rozlicznych szkierach u wybrzeży Wysp Owczych krótko po zachodzie słońca. Sjódreygil – morski duch – rykiem i wyciem prosił załogi przepływających łodzi o zabranie go na pokład. Rybacy przystawali niekiedy na jego prośbę – potrafił bowiem wiosłować za dwóch, a także znaleźć dobre łowiska. Jego moc mijała wraz z nastaniem świtu. On sam również powoli rozpływał się w powietrzu. Gdy rybacy, mimo błagań Sjódreygila, nie wypuścili go z łodzi, wówczas jego cielesna postać zanikała, a jedynym co po nim pozostawało była jego… kość krzyżowa.
Ale na tym nie koniec zadziwiających właściwości Sjódreygila. Zwykł on pojawiać się w dwóch postaciach – jako człowiek, a niekiedy jako pies. Posiadał tylko jedną nogę lub ogon, na którym mógł jednak skakać, pozostawiając ślady na lądzie. Dodajmy jeszcze do tego brązowawy kolor sylwetki morskiego ducha i otaczającą ją ognistą poświatę.
Tajemniczy odcisk w Mikladalur – ślad po roztargnionym budowlańcu, zbłąkanym huldufólku czy Sjódreygilu? A może neolityczne spa? |
Jeśli Sjódreygila spotka się na lądzie, można być pewnym, że będzie próbował zepchnąć nas do morza. Łaskawy jest jedynie dla osób, którym towarzyszy pies.
Przeglądając farerskie kadry uwiecznione na cyfrowej kliszy doszedłem ostatnio do wniosku, że znaki drogowe1 mają na Farojach zdrowo przerąbane. Nie dość, że ich nazwa w tubylczym narzeczu potrafi zwichnąć język (ferðsluávaringarskelti2), to jeszcze ich wytrzymałość sprawdza wszędobylski farerski wiatr, domieszkowany gradem, oraz członkowie Vestmannskiego Klubu Strzeleckiego z Sekcji Drogowej wspierani śrutem.
Dość częsty widok – znak drogowy w solidnej ramce |
Gdzieś na Sandoy drogowy znak toczył samotną walkę z pogodą |
Vestmanna – Sekcja Drogowa lokalnego Klubu Strzeleckiego w starciu ze znakami drogowymi |
Onczyn dżegnumkojrynk – zakaz wjazdu na tyłach centrum handlowego SMS. Znak uwieczniony w roku 2016. Rok później nie znalazłem go już w tym miejscu. |
Uprzedzając ewentualne pytania – nie, na Wyspach Owczych nie występują znaki „Uwaga, owce!”
2 ferðsluávaringarskelti (znak ostrzegawczy) – ferðsla – ruch drogowy + ávaring – ostrzeżenie + skelti – znak, czyt. ferszlu-awaringar-szehlte
Dzień był całkiem szary, przygaszony, bez akcentów. I może pod wpływem tej aury, ciężkiej i bezbarwnej, ciemniała cała ta wielka misa horyzontu. (…) Cały ten ciemny krajobraz, pełen powagi, zdawał się ledwie dostrzegalnie płynąć sam w sobie, przesuwać się mimo siebie jak chmurne i spiętrzone niebo pełne utajonego ruchu.
Była to czerń dziwnie nasycona, głęboka i dobroczynna jak sen pełen mocy i posilności. I wszystkie szarości krajobrazu były pochodnymi tej jednej barwy. Taki kolor przybiera krajobraz niekiedy u nas w chmurny zmierzch letni, nasycony długimi deszczami. Ta sama głęboka i spokojna abnegacja, to samo zdrętwienie zrezygnowane i ostateczne, nie potrzebujące już pociechy barw.
Nie mogłem nasycić oczu aksamitną, soczystą czarnością najciemniejszych partyj, gamą zgaszonych szarości pluszowych popiołów, przebiegającą pasażami stłumionych tonów, złamanych dławikiem klawiszy — ten nokturn pejzażu.
Znów wchłonął mnie i przytulił czarny las, w którego ciemnościach szedłem omackiem, jakby z zamkniętymi oczyma, na cichym igliwiu. Gdy się trochę rozwidniło, zarysowały się między drzewami kontury domów. Jeszcze kilka kroków i…
Zdjęcia ilustrowane fragmentami „Sanatorium Pod Klepsydrą” Bruno Schulza.
Trøllanes, Kalsoy. Przylądek Troli na Wyspie Mężczyzn. 14 mieszkanców (w 2007 r. było ich aż 27, a w 1955 – rekordowe 35!). Od roku 1985 do osady dotrzeć można pokonując ponad dwukilometrowy, wąski i ciemny tunel Trøllanestunnilin, którego ukryta odnoga prowadzi do zamieszkałej jedynie przez owce doliny Djúpadal (pol. Głęboka Dolina). Przed jego powstaniem mieszkańcy pokonywali wznoszący się na wysokość niemal 450 m n.p.m. szlak do sąsiedniego Mikladalur.
Turystów do Trøllanes przyciąga przede wszystkim ponad 500-metrowy klif Kallurin z malowniczo położoną latarnią. Dla pokonanych przez lęk wysokości pozostaje włóczęga pomiędzy kilkoma budynkami w osadzie i po okolicy, w trakcie której znaleźć można informację o lokalnym sklepiku.
Jeśli chcesz coś kupić, skorzystaj z dzwonka przy drzwiach. Jeśli nikt się nie pojawi, zadzwoń na nr 271267 / 253709 lub przyjdź do Útistova (gościniec, to ten biały domek). Sklepik jest zamknięty po godzinie 22.
Trøllanes z widokiem na sąsiednią wyspę Kunoy |