Język farerski wraz z wprowadzeniem reformacji na Wyspach został zepchnięty na margines. Przez kilka wieków to język duński był używany w kościele, szkole i administracji. Farerski przetrwał te trudne czasy w formie ustnej – używany na co dzień oraz w postaci ballad przekazywanych przez kolejne pokolenia. Jedna z teorii, z którą się spotkałem, twierdzi nawet, że przetrwanie swojego ojczystego języka Farerowie zawdzięczają także owcom. Ich hodowla wymagała bowiem specjalistycznego słownictwa, którego brak w duńskim.
Skoro Farerowie posiadają własne określenia na smartfon (snildfon; snild – o niepospolitych możliwościach), taxi (leigubilur; leiga – wypożyczać + bilur – samochód) i CD (fløga), to nie powinno nikogo dziwić blisko 240 słów w farerskim słowniku, które związane są z hodowlą owiec.
Gdzieś wśród wzgórz wokół Vestmanny
Każda z owiec ma swój własny temperament. Słowem neisti określa się te bardzo nieśmiałe, flogstyggur tylko nieco nieśmiałe, zaś fúsur to dzicy kudłacze, trudni do złapania. Krótkie niðurfallin określa owcę, które zeszła ze wzgórz, jednak odmawia współpracy przy próbie zaprowadzenia ponownie na górskie pastwisko. Owce przemoczone przez morską wodę to sjóbaskaðir. Taką z turystycznym zacięciem, zwiedzającą pastwiska należące do innego stada, określa się jako útrendur.
Młode owcze pokolenie, niedaleko Norðasta Horn
Najbardziej urzekł mnie jednak czasownik stoyta w lapidarny sposób zamykający czynność polegającą na zaganianiu owiec, które zostały zebrane w małe stadko wśród górskich szczytów, przez strome zbocza na płaski teren. Farerowie to istotnie praktyczny naród.
Gdziekolwiek udasz się na Wyspach Owczych pewien możesz być jednego – ocean nigdy nie oddali się od ciebie na więcej niż pięć kilometrów. „Woda przybywa ze wszystkich kierunków, czyniąc tradycyjne parasole zbytecznymi. To jak życie na dnie oceanu” – przytacza słowa Guðrún Minervudóttir, islandzkiej poetki, periodyk „Atlantic Review”.
Panorama wyspy Kalsoy z perspektywy Gjógv
Ocean nuci dla mnie kołysankę, falę kołyszą mnie do snu.
Jákup Dahl
Każdy Farer rodzi się z wiosłem w dłoni
Farerskie przysłowie
Farerska łódź na sześć wioseł – seksmannafar. Swoją tradycyjną konstrukcją sięga czasów wikińskich. Gdzieś w Elduvík.
W krótkim materiale stacji Al Jazeera o tradycyjnej farerskiej sztuce szkutniczej pada pytanie: „Wiele osób nie potrafi zrozumieć w jaki sposób jesteś w stanie zbudować łodzie bez użycia planów i projektów. Niektórzy sugerują jakieś magiczne zdolności.” Kaj Hammer odpowiada – „Dorastałem przy budowanych łodziach. Już jako młodzianowi pozwalano mi bawić się w warsztacie i pomagać. (…) Teraz coraz częściej używa się maszyn. Kiedyś korzystaliśmy wyłącznie z siekier. Ta rzemieślnicza sztuka wymiera, a wraz z nią tradycja przekazywana przez pokolenia ludzi tak blisko związanych z morzem.”
Maria á Heygum szykująca się do morskiej kąpieli w Vestmannie. I tak nieustannie od ponad 50 lat.
W roku 2010 farerski artysta, filmowiec i muzyk Heiðrik á Heygum stworzył krótkometrażowy dokument o swojej – wówczas 85-letniej – babci, która od półwiecza pielęgnuje codzienną tradycję.
Pływam w morzu od 48 lat. Nie 48 dni czy 48 miesięcy, ale 48 lat. Morze mnie przyciąga. To dziwne. Było tak od kiedy pamiętam, od kiedy byłam małą dziewczynką. Rano zjadam owsiankę i zakładam strój kąpielowy.
(..)
Wiele zmieniło się od czasu wybudowania drogi do Westmanny. Kiedyś więcej czasu spędzaliśmy ze sobą. Byliśmy zdecydowanie bardziej zależni od morza. W podróż wybieraliśmy się łodzią. Teraz wszystko przejął samochód.
Maria á Heygum
Nólsoy
Heiðrik tak podsumowuje swój krótki film:
To opowieść o wierności i wytrwałości. Nie chodzi w niej tak naprawdę o kwestię kąpieli w oceanie. Ale o człowieka i naturę. To miłosna opowieść o niej i o oceanie.
W kolorowych tygodnikach szukamy porad jak żyć lepiej, połykamy tabletki z nadzieją, że nas uleczą. Nigdy nie myślimy o naturalnych uzdrawiających mocach czekających tuż za progiem. Jak chociażby ocean. Albo krótki spacer.
Ólavur á Heygum, farmer i biznesmen z Vestmanny, miał marzenie. Chciał dostarczyć swoim rodakom energię elektryczną. W roku 1907 na pobliskiej rzece Fossá zbudował kamienną zaporę. Spiętrzona woda miała następnie zostać skierowana do Vestmanny, gdzie napędzałaby turbiny elektrowni. Z powodu braku funduszy oraz wsparcia ze strony państwa projekt nigdy nie doczekał się realizacji. Mimo to Ólavur á Heygum pracował nad nim do końca swych dni, zmarł w roku 1923.
Marzenie Ólavura á Heygum spełnione. Heygavatn, jeden z czterech zbiorników spiętrzających wodę na wzgórzach otaczających Vestmannę.
W roku 1921 pierwsza elektrownia napędzana siłą wody powstała w Vágur na Suðuroy, a w Tórshavn popłynął prąd wytwarzany z generatorów, które rozbrzmiewały charakterystycznym dieslowskim klekotem. Moc drzemiącą w spiętrzonej wodzie wykorzystano także w elektrowni, którą uruchomiono w 1931 roku w Strond nieopodal Klaksvík.
W 1946 roku samorządy z wysp Streymoy, Eysturoy i Vágar zawiązały spółkę SEV1, która po dziś dzień zajmuje się produkcją i przesyłem energii elektrycznej. Ravmagn, jak w farerskim języku określa się prąd elektryczny, w dosłownym tłumaczeniu oznacza bursztynową siłę (od zbitki słów rav – bursztyn i magn – siła, moc).
Elektrownia wodna w Vestmannie i rozbudowany system rurociągów doprowadzających ekologiczne „paliwo” z rozlicznych strumieni
Po uzyskaniu niezbędnych zezwoleń i pozyskaniu funduszy w 1951 roku ruszył śmiały projekt budowy elektrowni wodnej w Vestmannie z budżetem 14 milionów koron. Na północy zbudowano elektrownię na rzece Fossá oraz spiętrzono jej wodę tworząc zbiornik Lómundaroyri skryty wśród wzgórz okalających Vestmannnę. Do roku 1963 ukończono także prace przy zbiornikach Heygavatn i Mýranar na rzece Heljareya wpływającej do Vestmanny od wschodu.
Zbiornik Lómundaroyri skryty wśród vestmańskich wzgórz
Dziś na mapie okolic Vestmanny znaleźć można aż cztery zbiorniki spiętrzające olbrzymie masy wody spływające z okolicznych wzgórz. Piąty pełni funkcję ujęcia wody pitnej.
Bursztynowa siła płynie ku Vestmannie
Zwiększony pobór prądu w kolejnych latach pociągnął za sobą decyzję o budowie Sundsverkið – elektrowni z turbinami napędzanymi ciężką ropą w Sund koło Tórshavn. Uruchomiona w roku 1975 i rozbudowywana później elektrownia funkcjonuje do dzisiaj, ale tylko jako zapasowe źródło energii dla Wysp Owczych. Pięć turbin, uruchamianych w razie potrzeby, pozwala zaspokoić energetyczne potrzeby całego archipelagu.
Sund. Rzadki na Farojach, przemysłowy krajobraz. Na pierwszym planie asfaltownia firmy P/F Asfaltvirki, w tle elektrownia Sundsverkið.
Kryzys paliwowy z końca lat 70-tych skłonił włodarzy SEV do podjęcia decyzji o budowie elektrowni wodnej nad Eiði2 na Eysturoy. Projekt podzielony na cztery etapy nadal jest realizowany. Eiði 1 ukończono w roku 1987 – postawiono tamę na jeziorze Eiðisvatn, w Eiði zbudowano elektrownię, wykopano tunele na północ od Svínabotn i Norðskála.
Sztormowa pogoda nad Eiðisvatn
W roku 2000, w ramach Eiði 3, oddano do użytku tunel łączący Eiðisvatn z rzeką Stórá płynącą nad Funning i drugi w kierunku południowym do Vesturdalsá Millum Fjarða. W roku 2012 (projekt Eiði 2) wydrążono ośmiokilometrowy tunel o średnicy ponad trzech metrów, którym transportowana jest woda z 25 górskich strumieni. Jeśli te liczby to za mało, to zerknięcie na mapę Wysp Owczych pozwoli już w pełni docenić rozmach inwestycji wokół Eiði.
Rok 1968. Na Mykines uruchomiono dieslowski generator. Wajchę uroczyście przestawił najstarszy mieszkaniec wyspy, pan Niclas Hansen, lat 94.
Drugim odnawialnym źródłem energii, z którego korzysta się na Wyspach jest siła wiatru. W roku 1993 postawiono pierwszą turbinę wiatrową na przylądku Neshagi na Eysturoy. Od roku 2005 farerski wiatr kręci tam łopatami sześciu turbin.
Ferma wiatrowa z trzynastoma (!) turbinami przy drodze nr 50 na zachód od Tórshavn
Podobne fermy wiatrowe znaleźć można na zachód od Tórshavn oraz w okolicach Vestmanny (w sąsiedztwie zbiornika Mýranar kręcą się trzy wiatraki).
Múli, opuszczona obecnie osada, która w roku 1970 jako ostatnia została podłączona do farerskiej sieci elektrycznej. Dziś jedynie odległe Mykines i Fugloy oraz ledwo zamieszkałe Koltur, Skúvoy i Stóra Dímun nie są elementem systemu energetycznego łączącego podmorskimi kablami farerskie wyspy.
1 Nazwa SEV jest skrótowcem pochodzącym od pierwszych liter nazw wysp, z których pochodziły samorządy-założyciele. W języku farerskim sev to także nazwa rośliny znanej w Polsce jako sit, używanej dawniej na Wyspach jako knot w naftowych lampach.
Przeglądając farerskie kadry uwiecznione na cyfrowej kliszy doszedłem ostatnio do wniosku, że znaki drogowe1 mają na Farojach zdrowo przerąbane. Nie dość, że ich nazwa w tubylczym narzeczu potrafi zwichnąć język (ferðsluávaringarskelti2), to jeszcze ich wytrzymałość sprawdza wszędobylski farerski wiatr, domieszkowany gradem, oraz członkowie Vestmannskiego Klubu Strzeleckiego z Sekcji Drogowej wspierani śrutem.
Dość częsty widok – znak drogowy w solidnej ramce
Gdzieś na Sandoy drogowy znak toczył samotną walkę z pogodą
Vestmanna – Sekcja Drogowa lokalnego Klubu Strzeleckiego
w starciu ze znakami drogowymi
Onczyn dżegnumkojrynk – zakaz wjazdu na tyłach centrum handlowego SMS.
Znak uwieczniony w roku 2016. Rok później nie znalazłem go już w tym miejscu.
Uprzedzając ewentualne pytania – nie, na Wyspach Owczych nie występują znaki „Uwaga, owce!”
1 to mój drugi, zaraz po ławeczkach, ulubiony farerski motyw
2 ferðsluávaringarskelti (znak ostrzegawczy) – ferðsla – ruch drogowy + ávaring – ostrzeżenie + skelti – znak, czyt. ferszlu-awaringar-szehlte
Dzień był całkiem szary, przygaszony, bez akcentów. I może pod wpływem tej aury, ciężkiej i bezbarwnej, ciemniała cała ta wielka misa horyzontu. (…) Cały ten ciemny krajobraz, pełen powagi, zdawał się ledwie dostrzegalnie płynąć sam w sobie, przesuwać się mimo siebie jak chmurne i spiętrzone niebo pełne utajonego ruchu.
Była to czerń dziwnie nasycona, głęboka i dobroczynna jak sen pełen mocy i posilności. I wszystkie szarości krajobrazu były pochodnymi tej jednej barwy. Taki kolor przybiera krajobraz niekiedy u nas w chmurny zmierzch letni, nasycony długimi deszczami. Ta sama głęboka i spokojna abnegacja, to samo zdrętwienie zrezygnowane i ostateczne, nie potrzebujące już pociechy barw.
Znów wchłonął mnie i przytulił czarny las, w którego ciemnościach szedłem omackiem, jakby z zamkniętymi oczyma, na cichym igliwiu. Gdy się trochę rozwidniło, zarysowały się między drzewami kontury domów. Jeszcze kilka kroków i…