Farerskie kadry

Blog o Wyspach Owczych

Page 25 of 52

Jump, czyli o rejsie na północ

Nie mam zielonego pojęcia czy załogi na promach pływających w biało-granatowych barwach Strandfaraskip Landsins przechodzą szkolenia z BHP. Może przy tych warunkach nie ma to sensu i wystarcza stary dobry zdrowy rozsądek. Pewien jestem jednego – zaokrętowanie oraz zejście z pokładu jednostki M/S Ritan obsługującej trasę Hvannasund – Svínoy – Kirkja – Hattarvík powinno znaleźć się jako konkurencja na mistrzostwach sportów ekstremalnych.

Bohater dzisiejszej notki – M/S Ritan czekający w Hvannasund

Byłem z góry gotów na doznania odrobinę mocniejsze niż wejście na pokład „nieco” większego Teistina. Gotowość ta zwiększyła się szczególnie po obejrzeniu kilku filmów z Ritanem w roli głównej czy znalezieniu metafory „korek na wzburzonym morzu” rzuconej przez autora przewodnika po Wyspach w kierunku małej łódeczki obsługującej północno-wschodnie rubieże Farojów.

Misterna konstrukcja ułatwiająca wejście na pokład
przy wzburzonym morzu (czyli niemal zawsze)

Ale co tam przypuszczenia, domysły, nerwowe wertowanie warunków ubezpieczenia, ruchome obrazki na TyRurce i słowo drukowane. Dobić do przystani w Kirkji, wielkiego bloku zbrojonego betonu (który niknie całkowicie, gdy Fugloy ogląda się z dalszej perspektywy) i usłyszeć od sympatycznego pana z załogi zachęcające „Jump!”, to jest coś dla czego warto pokonać setki mil (i w końcu zrealizować plan dotarcia na Fugloy). Mimo, że Ritanem rzuca jak opętanym, pokonuje szaloną sinusoidę o amplitudzie ponad metra, a spokojny (co podkreślają słoneczne okulary nijak pasujące do panującej aury) dżentelmen z załogi w wełnianym swetrze drobnymi ruchami joysticka stara się jakoś wygrać starcie z żywiołem.

M/S Ritan w powrotnym rejsie do Hvannasund



And now… Jump! Ledwo odwracam się, czując stały ląd pod nogami, aby pozdrowić załogę Ritana, a silnik znów dudni. Już odpływają ku drugiej przystani na Fugloy, gdzie warunki są jeszcze cięższe. Ale to dane mi będzie doświadczyć dopiero za kilka godzin.

Tony zbrojonego betonu na przystani w Kirkji
I ta sama konstrukcja widziana już z pewnej odległości z pokładu promu

Tymczasem w „Czyszczy” (jak wymawia się nazwę osady Kirkja) znowu wszystko wraca do stanu sprzed wizyty Ritana. Pick-up z przesyłką od cywilizacji sennie rusza w górę ku osadzie, zaraz minie uroczy śmietnisko-skansen.

Śmietnisko-skansen, Kirkja, Fugloy. Na gościnnych występach śmietnik z sąsiedniego Hattarvík.

Świnka-pływaczka albo o genezie nazwy Svínoy

Farerskie wyspy często dobierają się w pary pod kątem, nazwijmy to, nazewniczym. Na północno-wschodnim krańcu archipelagu, wystawione na niczym nieograniczone siły Atlantyku, znajdują się Fugloy i Svínoy – Ptasia i Świńska Wyspa.

Czytaj dalej

Tunel donikąd

Deszczowy kwietniowy dzień na Kalsoy. Godzina 10:20. Prom Sam, niestrudzenie od ponad 40 lat przemierzający wody Kalsoyarfjørður, przybił właśnie do przystani w Syðradalur, aby ze swej metalowej paszczy wypluć kilku kalsjarczyków. Czekają na nich samochody grzejące już od dobrego kwadransa silniki (to swoją drogą dość ciekawy farerski zwyczaj). Kilku pozostałych pasażerów-turystów wsiądzie zaraz do wypożyczonych aut i ruszy niemrawo kawalkadą do Trøllanes. Do pokonania 18 km farerskiego wąskiego asfaltu, w tym ponad pięć przez cztery tunele.

Czytaj dalej

Hestur FO 280

W XVII wieku na Wyspach Owczych wprowadzono system nazwany skjútsur*, który regulował podróże urzędników po archipelagu. Każda osada miała przydzieloną specjalną osobę (zwaną skjútsskaffari*), która odpowiadała za oddelogowanie do pomocy podróżującemu oficjelowi Farerczyka w wieku od 15 do 50 lat. Odmowa ze strony wybranego w ten sposób „ochotnika” bez podania dobrej przyczyny obciążona była karą.

System wzorowany na rozwiązaniach sięgających swą historią XIII wieku łączył wyspy archipelagu za pomocą sześciosobowych łodzi z dodatkowymi miejscami dla urzędników, którzy podróżowali za darmo. „Cywile” uiszczali określoną przepisami opłatę. W ten sposób przewożono też pocztę, oficjalnie od roku 1798.

Hestur z widokiem na Sandoy

Każdy listonosz (far. postboð) rozpoczynał swoją służbę na havnarskim Tinganes. Ten, który obsługiwał południowy rewir, maszerował najpierw do Velbastaður i Kirkjubøur, skąd łódź skjútsur transportowała go na Hestur. Kolejna przeprawa pozwalała dostać mu się do Skopun na Sandoy, skąd odbywał pieszą wędrówkę do Sandur, gdzie czekała na niego łódź do Skúvoy. Ostatnia hopka prowadziła do Hvalby na północy Suðuroy.

Basen w Hestur

W 2017 roku na Hestur wysłać można oczywiście list elektroniczny, a chcąc dopłynąć na tę wyspę nie trzeba już wzywać skjútsskaffari. Wystarczy zadzwonić na nr +298 29 31 03 na godzinę przed jednym z dwóch lub trzech rejsów dziennie. Obsługujący przeprawę prom Teistin może zabrać na pokład blisko 300 pasażerów i 33 samochody osobowe, ale najpewniej będziesz jego jedynym pasażerem.

Urząd pocztowy w Hestur czynny raz w tygodniu przez 90 minut

Mimo tych udogodnień, czas na Hestur jakby się zatrzymał. Dwudziestu jeden mieszkańców ma do dyspozycji swój własny urząd pocztowy. Czynny we wtorki w godzinach od 15 do 16:30. Jest też kryty basen otwarty w 1974 roku, do którego klucze ma każdy hesturczyk i boisko piłkarskie z kamienną trybuną na portowym nabrzeżu. A wszystko to zaledwie 45 minut drogi od Tórshavn.

Stadion klubu Ítróttarfelag Hestur (gdyby takowy klub istniał)

* – czyt. szutsur
* – czyt. szutskafare

Sanatorium Pod Farojami

Dzień był całkiem szary, przygaszony, bez akcentów. I może pod wpływem tej aury, ciężkiej i bezbarwnej, ciemniała cała ta wielka misa horyzontu. (…) Cały ten ciemny krajobraz, pełen powagi, zdawał się ledwie dostrzegalnie płynąć sam w sobie, przesuwać się mimo siebie jak chmurne i spiętrzone niebo pełne utajonego ruchu.

Była to czerń dziwnie nasycona, głęboka i dobroczynna jak sen pełen mocy i posilności. I wszystkie szarości krajobrazu były pochodnymi tej jednej barwy. Taki kolor przybiera krajobraz niekiedy u nas w chmurny zmierzch letni, nasycony długimi deszczami. Ta sama głęboka i spokojna abnegacja, to samo zdrętwienie zrezygnowane i ostateczne, nie potrzebujące już pociechy barw.

Nie mogłem nasycić oczu aksamitną, soczystą czarnością najciemniejszych partyj, gamą zgaszonych szarości pluszowych popiołów, przebiegającą pasażami stłumionych tonów, złamanych dławikiem klawiszy — ten nokturn pejzażu.

Znów wchłonął mnie i przytulił czarny las, w którego ciemnościach szedłem omackiem, jakby z zamkniętymi oczyma, na cichym igliwiu. Gdy się trochę rozwidniło, zarysowały się między drzewami kontury domów. Jeszcze kilka kroków i…

Zdjęcia ilustrowane fragmentami „Sanatorium Pod Klepsydrą” Bruno Schulza.

Page 25 of 52

Tekst i zdjęcia: Maciej Brencz & Materiały udostępnione na licencji CC BY-SA 4.0


Napędzane przez WordPress & Szablon autorstwa Andersa Noréna