Pierwsza rzecz, którą przybysz czuje się uderzony, gdy statek zbliża się do portu Havnen, stolicy Faerø, jest niepozorność tego miasta i olbrzymie pustkowie jakim jest ono otoczone ze wszystkich stron. W dół aż do nagiego wybrzeża, które morze poszarpało w niezliczone cyple i szkiery, ciągnie się tylko skaliste pustkowie; ku górze przechodzi ono w pustynne pasmo wzgórz, a za nim wznoszą się dzikie górskie turnie. I oto człowiek przybył do jednego z tych miejsc, gdzie świat się kończy, do dalekich wysp, które Wergiliusz w swoich Georgikach wspomina z pewną jakby trwogą jako Ultima Thule.
William Heinesen, Wyspy dobrej nadziei
Kategoria: Kultura (Page 13 of 14)
Z okazji Światowego Dnia Książki dzisiejszy wpis nosi dość nietypowy, bo islandzki tytuł. Północni sąsiedzi Farerów twierdzą bowiem, że „ślepym jest człowiek bez książki„.
Kraina lodu i ognia jest miejscem, w którym wydaje się najwięcej na świecie książek per capita – pięć tytułów rocznie na tysiąc Islandczyków. Dla porównania w roku 2011 w USA wydano 350 tysięcy nowych tytułów (w kraju zamieszkanym przez blisko 320 mln ludzi) – 1,1 tytułu na tysiąc Amerykanów. Na Farojach w roku 2014 wydano 205 tytułów (w tym 108 tłumaczeń) co daje ponad 4 nowe pozycje na tysiąc spragnionych czytelniczych wrażeń Farerów, którzy nie mogą korzystać z prasy codziennej, bo zwyczajnie nie ukazuje się u nich żaden dziennik (Sosialurin ma trzy wydania w tygodniu).
25 postów temu rozpocząłem swoją przygodę z Farerskimi Kadrami. Muszę przyznać, że początkowo motywowany złością na całkowicie uproszczony i fałszywy (określenie stereotypowy jest tu za mało dosadne) wizerunek Farojów w światowych mediach (ale dostrzegam też promyczki nadziei). Pierwszy post podziałał oczyszczająco, a kolejne wpisy (mam taką nadzieję) były już bardziej pozytywne.
1000 odsłon bloga później okazuje się, że moje północne przynudzanie, analiza jak wymawiać nazwę Tjørnuvík i nietypowe śledztwo mogą kogoś zainteresować. A nawet skłonić do rozważenia zobaczenia tego co staram się tutaj opisać na własne oczy.
Pozostaje mi tylko przesłać proste i szczere „stóra takk” za wszystkie komentarze i pytania. I te na blogu, i te na żywo (dzięki chłopaki!). Motywacja autora, jak wiatr na Nólsoy, nie traci dzięki wam na sile.
P.S. Dla miłośników farerskiego „po godzinach” szykuję małą niespodziankę. Szczegóły już wkrótce!
Maskonur na muralu przy Tórsgøta, Tórshavn
Far out in the radiant ocean glinting like quicksilver there lies a solitary little lead-coloured land. The tiny rocky shore is to the vast ocean just about the same as a grain of sand to the floor of a dance hall. But seen beneath a magnifying glass, this grain is nevertheless a whole world…*
Daleko w promienistym blasku oceanu jak kropelka rtęci leży samotny, ołowiany w kolorze kawałek lądu. Maleńki skalisty brzeg jest wobec rozległego oceanu niemal jak ziarnko piasku na podłodze sali tanecznej. Ale pod szkłem powiększającym, ziarnko to jest przecież całym światem…
William Heinesen, Zagubieni grajkowie (De fortabte spillemænd), 1950 r.
Chyba najbardziej niezwykły twór w całym zdumiewającym, wyspiarskim i skalistym świecie Wysp Owczych.
(…)
Komu w dzieciństwie dane było zwiedzić Tindholmen, wędrować po zielonych trawnikach, wspiąć się na szczyt i zjechać na linie, używanej przez łowców ptaków, wzdłuż niedostępnych skał ten zachowuje wspomnienie na całe życie; żadne późniejsze zetknięcie z naturą nie jest w stanie tego zaćmić. To obraz, który powraca we snach i każe po latach jeszcze popadać w zadumę – tak działa urok rzucony przez łagodną i ponurą piękność – Tindholmen.
Tak naszego dzisiejszego bohatera scharakteryzował William Heinesen w opowiadaniu w całości mu poświęconym. Tindhólmur, niewielka niezamieszkana wysepka, znajduje się na zachód od wyspy Vágar. Jej pięć szczytów wystrzeliwuje na wysokość 250 metrów ponad otaczające wyspę farerskie wody.
![]() |
| Tindhólmur na rycinie Pera Illuma (w tle zachodnie klify wyspy Vágar)… |
![]() |
| …i na mapie Farojów. |

Wysepka o powierzchni 6 500 m² (jakby to ujął tradycyjnie stary Farer – dwa merkiðy) w najwyższym punkcie sięga 262 m n.p.m.
Tindhólmur zamieszkują owce – w liczbie 60 – oraz liczne, liczące po kilka tysięcy osobników, kolonie ptaków. Maskonur, nurzyk, kormoran, kaczka – edredon, siewka, mewa, koń morski, alki, tracze, nurce, jaskółki – by za Heinesem wymienić tylko kilku mieszkańców tego ptasiego królestwa.
Bazaltowe kolumny wyrastające wprost z farerskich wód – wierni, majestatyczni i milczący towarzysze Tindhólmur.
Czego szukasz w świecie ptaków, obca istoto bez skrzydeł i dzioba? Jeśli nawet umiesz pływać i nurkować, łowić śledzie, a być może także latać, to w każdym razie nie znajdziesz drogi przez ocean bez kompasu. Jesteś li tylko rozpieszczonym wścibskim przybłędą, który wszędzie próbuje się wślizgnąć i wszystko zabić, by spróbować jak smakuje!
William Heinesen, opowiadanie „Tindholmen”
Na zakończeniu spójrzmy na Tindhólmur nietypowo, nieco „od kuchni”, z perspektywy Bøur.
W Bøur znajduje się kolejny farerski przystanek (z widokiem na bohatera dzisiejszego wpisu), na którym mógłbym czekać całymi dniami na kolejny autobus. Fakt, że telefonicznie umawiany poranny i wieczorny kurs jest od roku 2013 już tylko historią jakoś specjalnie mnie nie martwi.
Tindholmen – w lecie pełna życia wyspa, staje się [na jesień] opuszczonym przez Boga miejscem, gdzie nikt się nie pojawia. Nadal jednak odcina swój śmiały kontur nad bezkresem morza, a w ciemnej wyniosłej koronie szczytów grają pełnym głosem zimowe sztormy.
William Heinesen, opowiadanie „Tindholmen”
* – nazwa Tindhólmur stanowi połączenie słów tindur (szczyt, wierzchołek) oraz hólmur (wysepka)

















O osiemnastu wyspach zagubionych wśród północnych mórz. Subiektywnie. Czasem nawet bardzo.