Farerskie kadry

Blog o Wyspach Owczych

Kategoria: Eysturoy (Page 2 of 3)

O morzu i malarstwie

O miejscu morza w życiu, historii, tradycji i sztuce Wysp Owczych można spisać całe tomy opowieści. W jednym z muzeów na owczym archipelagu poznać można ten silny związek – morze i sztuka dosłownie ze sobą sąsiadują.

Czytaj dalej

Orka znaczy moc

Dwanaście pustych plastikowych butelek, kilka metrów gumowego węża, sprężarka, miotła, dwie stare beczki po oleju, zardzewiała felga, betoniarka, wciągarka linowa i pasek metalu.. Nie, to nie spis rzeczy znalezionych na zapleczu zamkniętej przetwórni ryb, ale instrumentarium farerskiej kapeli. Nazywają się Orka1, a swoją muzyczną podróż zaczęli pod koniec 2005 roku na farmie w Innan Glyvur.

Muzycy Orki w trakcie nagrywania swojego debiutanckiego albumu na beczkach po oleju, miotle, pustych butelkach i starej rurze. Artystyczne podejście do idei recyklingu.

Pięciu chłopa – Jens L. Thomsen, Jógvan Andreas á Brúnni, Magni Højgaard, Bogi á Lakjuni oraz Kári Sverisson – zapewne z nudów zaczęło na Eysturoy pukać w to, co nawinęło się pod ich kreatywne łapki na starej farmie należącej do ojca Jensa. W pewnym momencie stwierdzili, że może z tego powstać coś do zniesienia. Ba, z ich „naparzania na byle czym” powstał krążek Livandi Oyða (Żywe pustkowie) w trzy dni nagrany w stodole na farmie, która wyzwoliła w Farerczykach z Orki pokłady kreatywnej muzycznej magii wspartej żyłką majsterkowania. W skleceniu niezwykle pomysłowego instrumentarium pomogła rodzina i przyjaciele. Tak oto świat poznał farersko-muzyczną kontynuację dzieła Adama Słodowego.

Orka bez wokalisty, który widocznie zmęczył się już siedzeniem na paczce gazet i schował w betoniarce

Twórczość Oszki może nie nadaje się do słuchania całymi godzinami, ale jest w niej coś czego próżno szukać na płytach tłoczonych wg wytycznych płynących z gwarnych biur marketingowców z wytwórni muzycznych – autentyczność i niesłychana frajda z tego co robią.

W utworze Kapersber Orka wykorzystała sprzęt monitorujący pracę serca, starą czaszę anteny satelitarnej i stalową szafkę. I sygnał ambulansu, który akurat przejechał obok starego magazynu soli w stołecznym Tórshavn, w którym nagrywano album.

Orka od kulis – gumowe rurki, które – zasilane sprężarką – dmuchają w baterię dwunastu pustych plastikowych butelek

Wielka szkoda, że w koncertach Orki nie uczestniczy krowa, która „zza kadru” ryknęła w rytm utworu Volmar.. Ani szpaki mieszkające w szopie studiu nagrań, których śpiew stanowi tło całego debiutanckiego albumu. Ani pewien dziarski rolnik, który w trakcie nagrania nieopatrznie otworzył drzwi stodoły, co rzecz jasna wyłapały mikrofony i trafiło na debiutancką płytę. Można było za to podziwiać chociażby wirtuozerską grę na szlifierce kątowej.

Jeden z bardziej oryginalnych muzycznych wynalazków wygrzebanych na starej farmie przez Orkę – zdalnie sterowana wciągarka linowa jako instrument klawiszowy

Obecnie Orka to duet złożony z Francine Perry oraz Jensa L. Thomsena tworzący w Londynie muzykę elektroniczną. Duch eksperymentatorski na szczęście nie uleciał, a ich twórczości nadal nie da się zamknąć w sztywnych gatunkowych ramach.

1 – orka (czyt. oszka) to po farersku siła, moc. Słowo to używane jest także jako czasownik oznaczający „być w stanie”, „móc coś zrobić”. Nazwa kapeli wydaje się więc być całkiem trafiona.

Wykorzystano kadry z filmu dokumentalnego o zespole autorstwa Sjúrðura Justinussena.

Ziemniaki zamiast granatów, czyli historia dział w Nes

Gdy 9 kwietnia 1940 roku niemieckie wojska w ramach operacji Weserübung-Süd wkroczyły do Danii, ryzyko przejęcia Wysp Owczych i zamiany bezbronnego archipelagu na środku Atlantyku w bazę wypadową dla Kriegsmarine było dla Brytyjczyków zbyt duże. Pierwszy Lord Admiralicji Winston Churchill rozkazał rozpoczęcie, pod kryptonimem Valentine, operacji zbrojnego obsadzenia Farojów przez wojska brytyjskie. 12 kwietnia do stołecznego Tórshavn weszły dwa niszczyciele Royal Navy: HMS „Havant” i HMS „Hesperus”. Farerowie nazwą ten właśnie się rozpoczynający, burzliwy okres swojej historii „przyjazną okupacją”. Niezależność od Danii, której posmakują nie da już o sobie zapomnieć, a farerska flaga uznana zostanie w końcu przez duńskiego króla.

Czytaj dalej

531. Selatrað

Selatrað*. Niewielka osada na zachodnim wybrzeżu Eysturoy. Liczba mieszkańców – 37 osób. Nawet trzy razy dziennie do osady dojeżdża bus linii nr 440. Trzeba tu jednak użyć trybu przypuszczającego – dojedzie, jeśli poprosimy o to telefonicznie. W linii prostej z Tórshavn to nawet niedaleko – ledwie 17 km. Ale żeby tam dotrzeć, trzeba objechać kilka fiordów oraz gór, przebyć dwa tunele i nagle droga wydłuża się do niemal 80 km.

Dlaczego warto tam zajrzeć? Choćby po to, żeby pospacerować po farerskim lesie. Z drzewami, które ledwie mieszczą się w kadrze, wygiętymi w najrozmaitsze kształty przez fareskie wietrzysko. Żadne tam karzełki czy niepozorne krzaczory. Nie są to może okazy rodem z kaliforniejskiego Parku Narodowego Sekwoi, ale jak na farerskie warunki założona w roku 1913 plantacja w Selatrað (i trzecia do wielkości na Wyspach) robi wrażenie! Tym bardziej, jeśli weźmiemy pod uwagę, że ponad 60% jej drzewostanu zniszczył huragan w 1988 roku.

Przepięknie położony kościół wzniesiono w roku w 1927. Była to pierwsza na Wyspach sakralna budowla o betonowej konstrukcji.

Domki w Selatrað rozsypane są po okolicznych wzgórzach co jest dość nietypowym układem jak na farerskie osady. Ciasno zbite domostwa w ten sposób wzajemnie chronią się przed farerskim żywiołem. Miejscowe pole kempingowe pomieścić może 20 kamperów i 10 namiotów.

Niegdyś osada tętniła życiem. Prom łączący Streymoy z Eystruoy pływał między Selatrað i Hósvík. Pewien rozdział w historii Selatrað zakończyło otwarcie w roku 1973 przeprawy „Brúgvin um Streymin” – 220-metrowego mostu łączącego Oyrarbakki z Nesvík, fragment drogi krajowej nr 10.

* Selatrað – lęgowisko fok (selur – fokowate + trøð – pastwisko), czyt. selatra (pomijamy nieme ð)

Ale wiatr ósemka chyba dmie w organy na Eysturoy

Południowy skraj wyspy Eysturoy. Przylądek Neshagi. Skręcamy z drogi nr 95 prowadzącej do Nes w wąski pasek asfaltu prowadzący ku fermie wiatrowowej jakich wiele na Farojach. Ta jednak wyróżnia się czymś niezwykłym.

Ferma wiatrowa w Neshagi, Eysturoy

Gdybym napisał, że dmucha tam całkiem konkretnie, popadłbym w banał (zresztą gdzie na Wyspach nie hula wiatr, oj – i drugi banał). Od banalności daleki jest pomysł jak wykorzystać fundament jednej z potężnych turbin przewróconej przez nawałnicę. Ściągnąć panów z młotem pneumatycznym i dokończyć dzieła zniszczenia rozpoczętego przez siły natury? Nic z tych rzeczy. Z zadaniem tym zmierzyła się firma architektoniczna EYA. W efekcie powstała konstrukcja łącząca cechy organów z latarnią.

Kilkadziesiąt rur różnej długości o średnicy 20 cm wykonanych z nierdzewnej stali zespawano ze sobą i osadzono na ocalałym fundamencie, tworząc coś na kształt okrągłego wiatrołapu z wylotem skierowanym na południe, w stronę Nólsoyarfjørð i Tórshavn. Dla gości, którzy zbłądzą w swojej farerskiej wędrówce w tak nietypowe miejsce czeka wewnątrz ławeczka i schronienie przed wiatrem. A także organowy koncert grany przez siły natury. Tak, tak – w otaczające nas rury dmie wiatr generując tony zależne od jego kierunku i siły.

Ale to nie koniec esturojskich zaskoczeń. Konstrukcja z rur przy wschodzie i zachodzie słońca, jeśli pozwoli na to szczelna czapa chmur, odbijając promienie słońca, zamienia się w coś na kształt latarni morskiej.

Po trzech latach od oddania tych nietypowych organów wyglądają one niemal jak nowe. No, może da się zauważyć kilka ukąszeń wszędobylskiego wiatru szalejącego zimową porą. Wynik starcia Natura – Farerska Inżynieria okresliłbym póki co jako remisowy.

EYA – Arkitektur og design i jej szef Eyðun Eliasen mają na swoim koncie wiele innych nieszablonowych projektów. Takie jak choćby wystawienie kilku tysiąclitrowych zbiorników na wodę, aby wprowadzić nieco światła w krótkie zimowe dni na deptaku w centrum Tórshavn czy efektowne oświetlenie masztów na fermie wiatrowej w Húsahagi nieopodal stolicy.

Połączenie gry świateł i dźwięku wyzwalanego siłą naturą z widokiem na Nólsoy i otwarty ocean pozostaje w pamięci na bardzo długo. Niebanalne miejsce, poza ubitym (póki co bardzo delikatnie) farerskim szlakiem.

Page 2 of 3

Tekst i zdjęcia: Maciej Brencz & Materiały udostępnione na licencji CC BY-SA 4.0


Napędzane przez WordPress & Szablon autorstwa Andersa Noréna